Tej nocy powiedziałabym, że Cię kocham
Ale wiem, że mam czas po mojej stronie
Gdzie idziesz? Dlaczego wychodzisz tak wcześnie?
Czy gdzieś jest lepiej dla Ciebie?
Czym jest miłość jeśli nie ma Cię przy mnie?
Czym jest miłość jeśli nie jest zagwarantowana?
Czym jest miłość jeśli to wzloty i porzucanie?
Czym jest miłość jeśli Cię już tu nie ma?
Czym jest miłość jeśli nie jesteś pewien?
Czym jest miłość?
Czym jest miłość?
Ale wiem, że mam czas po mojej stronie
Gdzie idziesz? Dlaczego wychodzisz tak wcześnie?
Czy gdzieś jest lepiej dla Ciebie?
Czym jest miłość jeśli nie ma Cię przy mnie?
Czym jest miłość jeśli nie jest zagwarantowana?
Czym jest miłość jeśli to wzloty i porzucanie?
Czym jest miłość jeśli Cię już tu nie ma?
Czym jest miłość jeśli nie jesteś pewien?
Czym jest miłość?
Czym jest miłość?
What is Love – V. Bozeman
9 wrzesień
2015 rok
Operacja
trwa już kilka dobrych cykli. Gdy tylko Ratchet i Knock Out dotarli na
Darkmount, zajęli się Smoke’iem, a wtedy Schockwave mógł wyjaśnić obecną
sytuację Soundwave’owi, który jak widać nie bardzo wierzył w słowa Breakdown’a.
Muszę przyznać, że była chwila, w której wręcz czułam jak Wave chce się
zemścić, w końcu był najwierniejszym sługą Megatrona. Ale ostatecznie cała jego
złość minęła.
Postanowiłam, że sama wyjaśnię mu dlaczego zabiłam byłego lidera
Decepticonów i dlaczego to ja zajęłam jego miejsce. I choć as wywiadu conów
jest lojalny niczym pies, ostatecznie uszanował fakt, że sam Megatron chciał,
bym to ja dowodziła po nim Decepticonami.
Kiedy już wszystko sobie wyjaśniliśmy, kazałam mu odwołać wszystkie
patrole, zaplanowane łapanki, poszukiwania ludzi czy wszelkie straże w
więzieniach i wezwać je tutaj. Dzisiejszy dzień ma zapisać się na kartach
historii jako koniec tyrani Decepticonów. Każdy musi o tym wiedzieć. Wciąż
jeszcze tylko nie wiem jak przekonać żołnierzy, by dobrowolnie poddały się
Autobotom. Nie chcę ich wsadzać do cel, bo zwyczajnie na to nie zasługują. To
tylko i wyłącznie vechicony, które mają wbite w łby, że maja służyć
Megatronowi. Nie ich wina, że takie zostały stworzone. Dlatego kiedy już
odbudujemy Ziemię, razem, Autoboty i Decepticony, chcę stworzyć dla nas miasto.
Pragnę domu dla całej naszej rasy, w którym będziemy mogli żyć w spokoju, nie
zagrażając innym. Wciąż jednak pozostaje Breakdown i Shcokwave… Oni mają swój
rozum. Wiedzieli, co robią. Powinni zapłacić za swe czyny, wiem to, ale moja
iskra podpowiada mi, że to też nie jest ich wina. Każda pojedyncza rzecz, jaka
przytrafiła się tak Ziemi, jak i niegdyś Cybertronowi była winą Megatrona.
Gdyby nie on, nic złego by się nie wydarzyło. Żylibyśmy teraz w spokoju, nie
mając nawet o sobie pojęcia. Dlatego i Breakdown i Shockwave będą mieli szansę
wyboru. Rezygnacja za ścieżki zła i życie wspólnie z ziemianami w pokoju albo
dosyć długa odsiadka w więzieniu. Decyzja będzie należeć tylko i wyłącznie do nich.
***
-Jak się
trzymasz? – usłyszałam cichy, kobiecy głos dochodzący zza mnie.
Odwróciłam
się i ujrzałam Miko. Jej uśmiech był sztuczny, a oczy aż rwały się do płaczu,
ale desperacko przygryzała wargę, by im na to nie pozwolić. Widać było, że i
ona przeżywa obecną sytuację, może nawet bardziej niż boty. Kucnęłam obok niej
i delikatnie musnęłam ją po policzku. Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Był to
kolejny znak, że powstrzymuje rzekę łez. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
-Nie musisz
niczego ukrywać, ani udawać, że jest ok. Jeśli musisz płakać, płacz. Tylko w
ten sposób ból zacznie z ciebie uchodzić.
Wargi
ciemnowłosej zaczęły drgać, a sekundę później po jej policzkach spływały setki
kropel łez. Miko spuściła głowę, przez co wyglądała, jakby zrobiła coś
okropnego i szykowała się na porządne lanie. Powietrze wdychała bardzo szybko,
jak to bywa w czasie lekkiej histerii. Choć i tak była silniejsza niż ja.
Pogłaskałam ją po głowie, ale nim zdążyłam zabrać rękę ona chwyciła mój palec i
przytuliła się do niego. Przed oczami w momencie pojawił mi się obraz małej,
płaczącej po stracie rodziców dziewczynki, którą spotkałam szukając nowego
domu. Pamiętam jaka byłą wtedy wystraszona i roztrzęsiona, ale wystarczyło
kilka słów otuchy, by ją uspokoić. I wystarczył dotyk, wzięcie ją w objęcia,
podobnie jak teraz. Tylko, że to ona przytula mnie.
-Przepraszam…
- mówiła przez płacz – Przepraszam, że musiałaś być sama cały ten czas… Że
musiałaś MU służyć…
-Miko,
przecież to nie twoja wina.
Starałam się
ją pocieszyć, ale w głębi iskry wiedziałam, że to nawet niemożliwe. Kiedy
dzieje się coś złego, człowiek ma dwa wyjścia. Opcja pierwsza, obwinia innych
albo opcja druga, obwinia siebie. Miko wybrała opcję drugą. Szkoda tylko, że
tym razem źle wybrała. To, co się stało było tylko i wyłącznie moją winą, od
samego początku. To ja, już na samym początku, zaprowadziłam nas do tej
cholernej strażnicy i pozwoliłam, by nas złapali. To ja dałam robić na sobie
eksperymenty, które uczyniły mnie tym, czym teraz jestem. To ja zdecydowałam
się zaufać Fowlerowi i dobić z nim targu, co było jedną z najgłupszych decyzji,
jaką mogłam podjąć. I to przeze mnie
Smokescreen teraz leży na sali operacyjnej z dziurą w klatce piersiowej. Tylko
i wyłącznie moja wina…
-Posłuchaj
mnie – mówiłam, starając się ją przekonać, że obwinianie się nic nie da – Wiem,
jak się teraz czujesz. To uczucie odpowiedzialności za wszelkie zło na świcie,
ono cię przytłacza. I wcale ci nie mówię, że masz ot tak się nie smucić i nie
obwiniać, bo wiem z doświadczenia, że to nie wyjdzie. Ale zawsze możesz z tym
uczuciem walczyć.
Szlochy Miko
stopniowo zaczęły cichnąć. Dziewczyna podniosła głowę tak, że mogłam zobaczyć
jej czerwone od łez oczy. Patrzyła na mnie takim spojrzeniem, które pytało, czy
wszystko będzie dobrze. Nic nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że sama w to
wątpiłam, ale dlatego, że to nie było potrzebne. Po prostu pokiwałam głową,
dając ciemnowłosej do zrozumienia, że musimy w to wierzyć…
Nagle do
pomieszczenia wpadł Breakdown. Już chciał zacząć coś mówić, kiedy powstrzymał
się i ukłonił. Zaśmiałam się w myślach.
-Nie musisz
mi się kłaniać, Breakdown. Nie jest taka, jak Megatron.
-Zapamiętam
na przyszłość.
-Coś się
stało? – uprzedziła moje pytanie Miko, która najwyraźniej już całkiem się
uspokoiła.
-Nie…tak….sam
nie wiem, jak to powiedzieć. Soundwave już powiadomił wszystkie vechicony o
nowych rozkazach, tylko, że…
-Tylko, że
co? – niecierpliwiłam się.
-Mamy mały
problem. W Waszyngtonie jest Fowler i nie przyjął zbyt dobrze informacji o
twoim dowództwie.
-Jeśli się
nie podda dobrowolnie, zmusimy go do tego.
-I tu
właśnie tkwi problem – puściłam mu pytające spojrzenie – Shockwave zamontował
mu dodatkowe uzbrojenie, a także skrzydła, no i tak jakby nam uciekł.
-Niech
Soundwave spróbuje go namierzyć. Później ma wysłać mnie tam mostem. Sama się z
nim rozprawię.
-To jeszcze
nie wszystko – mówił, jakby bał się mojej reakcji.
-Czyli co
jeszcze?
-W sumie, to
już wiemy gdzie jest Fowler. Poleciał na jeden z transportowców, a dokładniej
ten, którym przewozimy mroczny energon – szlag… To nie przyniesie raczej nic
dobrego – Na pokładzie jest jeszcze coś, tajna broń Megatrna. Przypomina
ziemską bombę atomową tylko, że do środka można zapakować kryształy mrocznego
energonu. Kiedy bomba wybuchnie, pył rozprzestrzeni się po całej planecie zabije
każdego, kto będzie miał z nim kontakt.
Było
naprawdę źle. Fowler mógł w każdej chwili odpalić bombę, a więc nie było czasu
do stracenia. Kazałam Miko wracać do bazy, a razem z Breadown’em skierowaliśmy
się do botów, wciąż czekających na zakończenie operacji. Poinformowałam ich jak
wygląda sytuacja, a następnie wezwałam Soundwave’a. Kiedy con przybył na
miejsce, otworzył nam most prowadzący prosto do Fowlera. Ja, Optimus i Bulkhead
ustawiliśmy się przed portalem. Szłam pierwsza, ale za daleko nie zaszłam bo z
mostu wyłonił się pocisk, który trafił mnie w brzuch. Bolało jak cholera, ale
chyba mnie nie zranił. Jednak cofnęłam się o kilka kroków, zachwiałam i
najpewniej upadłabym na ziemię, gdyby nie Soundwave. Złapał mnie, a ja objęłam
go, by się podtrzymać. As wywiadu zasłonił mnie ręką, gdyby z portalu wyłonił
się kolejny pocisk. To się jednak na szczęście nie stało i mogliśmy przejść na
drugą stronę. Tym razem jednak transformowaliśmy się i wjechaliśmy. Co mnie
trochę zaskoczyło, za nami poleciał Wave…
Po drugiej
stronie czekał Fowler… Wyglądał nieco inaczej, niż go zapamiętałam. Cały jego
szkielet był z metalu, wyglądał jak umięśniony robot. Obie ręce miał
przetransformowane w blastery. Stał i czekał. Na mnie? Kto wie.
Transformowaliśmy
się z powrotem i wycelowaliśmy broń w Fowlera. On tylko uśmiechnął się wrednie,
nic nie powiedział, ani nic nie zrobił.
-Poddaj się,
Fowler – zażądałam – Wtedy darujemy ci życie – rozległ się jego głośny śmiech.
-Powiedz mi,
jak to jest dowodzić Decepticonami? – puściłam jego pytanie mimo uszu – To
chyba wielki zaszczyt, co? Nie musisz odpowiadać, zresztą pewnie i tak byś tego
nie zrobiła.
-Co ty
kombinujesz Fowler? – zapytał Bulk, ale cyborg tylko wzruszył ramionami.
-Jest tu was
tu czworo, no troje w sumie, bo pana „grobowa cisza” nie powinienem liczyć,
czyli dobrze wiecie, że mam atomówkę pełną mrocznego energonu. Przybyliście, by
jako bohaterowie mnie zatrzymać i ocalić całą Ziemię. Mam tylko jedno pytanko.
Jaką Ziemię? Przecież tutaj już nic nie ma! Po co miałbym ją jeszcze dodatkowo
niszczyć?! To mój dom do cholery! – w sumie, dobre pytanie.
-A więc co
planujesz? – inicjatywę przejął Prime.
-Cóż, to w
sumie bardzo proste – jego blastery zmieniły się w ręce – Chciałem odejść z
hukiem.
W tej chwili
zobaczyłam, że w swojej dłoni Fowler trzymał detonator. Miałam tylko kilka
sekund, zanim przyciśnie czerwony przycisk. Najszybciej jak mogłam uruchomiłam
ostrze i w sekundzie odcięłam dłoń robota. Kończyna upadła na ziemię, a on
nadal uśmiechał się, jakby nie zauważył, co właśnie się stało. Miałam już
serdecznie dość tego gościa i dziś nadszedł kres jego dupnego życia!
Włączyłam
blaster i przystawiłam mu go do głowy. On pierw spojrzał na ziemię, na swoją dłoń,
nadal trzymającą detonator, a potem na mnie. Wtedy jego uśmiech zmienił się w
rozczarowanie.
-No to
fajerwerków nie będzie.
-Nie tym
razem.
Odpaliłam
broń i pocisk przeleciał prosto przez jego głowę. Martwe ciało cyborga upadło
na ziemię. Zmieniłam blaster w dłoń i podniosłam z ziemi detonator. Rzuciłam go
Bulk’owi, który w momencie roztrzaskał urządzenie na małe kawałeczki.
Uśmiechnęłam się w myślach, bo naprawdę miałam szczerą ochotę zakończyć żywot
tego drania.
Już miałam
poprosić Soundwave’a o most, kiedy usłyszałam pikanie mojego komunikatora.
Połączyłam się z rozmówcą i jedynym, co usłyszałam były dwa słowa wypowiedziane
przez Cliffjumpera.
-Straciliśmy
go…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz