niedziela, 15 maja 2016

Rozdział XXV - Miłość

Najpierw twoje spojrzenie.
Potem patroszenie.
Potem odtrącenie.
Teraz czekam
Na wskrzeszenie.

Ożywiony - Straty w ludziach, utwór 1
Gayle Forman

9 wrzesień, 2015 rok.

Chciałam krzyczeć, by przestała. Chciałam, by choć raz wysłuchała tego, co mam do powiedzenia. Ona chciała zabić moich przyjaciół, a ja nie mogłam na to pozwolić. Czułam się jak uwięziona za wyjątkowo wysokim murem, którego nie mogę ani przeskoczyć, ani przebić, ani nawet przejść podkopem. Moje rozkazy stopniowo zmieniały się w prośby, a następnie w błagania. Nie dlatego, że chciałam być miła oczywiście, a jedynie dlatego, że byłam już zmęczona. Władza Night, czy Unicrona, nawet sama nie wiem, które z nich ma nade mną kontrolę, była tak silna, że nie mogłam się jej przeciwstawić. Mogłam jedynie patrzeć, jak niszczy wszystko i wszystkich, na czym mi zależy.


Ale nagle coś się zmieniło. Zatrzymała się, a mur jakby zaczął się walić. Jej oczy, a tym samym moje oczy, wpatrzone były w najważniejszego dla mnie bota, Smokescreen’a. Mówił do mnie, nie do niej, do mnie… I mówił tak, że ściany same zaczęły chwiać się pod ciężarem mojej chęci wolności. W końcu wypowiedział to, co mogło raz na zawsze uwolnić mnie spod jej kontroli.

-Ellie, kocham cię! Proszę cię, wróć do mnie!

Wystarczyła jedna chwila, jedno zdanie, dwa słowa. Smokescreen stał tam, miałam go na wyciągnięcie ręki. Jedynym, czego pragnęłam, był jego dotyk. Chciałam znów go poczuć, dotknąć jego ust. Niepewnie wypowiedziałam jego imię. I to byłam ja, nie ona, nie moje mroczne widmo. Miałam kontrolę, odzyskałam ją dzięki niemu. Tak chciałam go teraz przytulić, podziękować. Zrobiłam krok w przód… Ale w tym samym momencie stało się coś, co rozerwało moją iskrę od środka. W jednej chwili ostrze Megatrona przeszyło klatkę piersiową Smokescreena. Z rany w momencie zaczął wypływać energon. Bot upadł na ziemię, a Lord Decepticonów uśmiechał się tryumfalnie.
Krzyczałam, płakałam, chciałam go zabić za to, co zrobił. Reszta botów zaczęła ostrzał, ale nie wiedzieć czemu, Optimus kazał im przestać. Co on wyprawiał do cholery?! Jak może pozwalać żyć tej gnidzie za to, co zrobił?! Tak chciałam teraz się na niego rzucić i wyrwać mu iskrę, ale mój wzrok zatrzymał się na Smoke’u.
Miał nieobecny wzrok, nie ruszał się, a podłoga wokół niego robiła się niebieska od energonu. Przed oczami pojawiła mi się chwila, w której myślałam, że zabił go Starscream. Zostawiłam go wtedy samego, na pastwę losu. Teraz nie mogłam popełnić tego samego błędu.
Podbiegłam do niego, uklękłam i próbowałam tamować wyciek. Rana była poważna, zadana tuż obok iskry. Energon wypływał, a ja nie miałam pojęcia co mam zrobić.

-Ellie… - powiedział ostatkami sił bot – Czy to ty?
-Tak, Smoke – mówiłam drżącym głosem – To ja. Uratowałeś mnie… - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech – Gdyby nie ty, nigdy nie udałoby mi się odzyskać kontroli. Dziękuję ci… - z moich oczu zaczęły wypływać olejne łzy – Zostań ze mną, proszę – mówiłam błagalnym tonem – Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na całym świecie… Jesteś jedyną osobą, z którą jestem w stanie wyobrazić sobie przyszłość… Nie możesz mnie teraz zostawić…
-Nie zostawię cię… - mówił jeszcze ciszej – Ja zawsze będę tutaj… - wskazał palcem na moją iskrę – Nieważne, co się stanie…
-Nawet tak nie mów… Wyjdziesz z tego, zobaczysz, a Megatron zapłaci za to, co zrobił.
-On miał rację…
-Co? – zdziwiłam się – Kto miał rację?
-Megatron… Miał rację mówiąc, że kiedy cię wybierał, widział w tobie wielki potencjał i wiedział, że w przyszłości będziesz zdolna do wielkich czynów… I miał rację, że jesteś dla niego jak córka – pokiwałam przecząco głową.
-Nie… Już nie – przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
-Ellie – powiedział Smoke tak cicho, że prawie go nie słyszałam – Kocham cię… Zawsze kochałem… - jego oczy zaczęły się powoli zamykać, a ja momentalnie dostałam ataku histerii i paniki.
-Smokescreen? Nie! Nie możesz odejść! Nie możesz mnie teraz zostawić! Nie, proszę! K o c h a m  c i ę  najbardziej na świecie i już zawsze będę cię kochać! Błagam, zostań ze mną! Błagam…

Oczami Optimusa

Kiedy Autoboty zaczęły strzelać w Megatrona, musiałem im przerwać, choć wcale tego nie chciałem. Jednak Lord Decepticonów był jedynym, który mógł odwołać rozkaz Night. Zatrzymałem zespół i kazałem im czekać, aż Megatron nie połączy się z vechiconami pod ziemią. Kątem oka spojrzałem na Smokescreena. Nie było z nim dobrze. Kazałem Arcee wymknąć się z Sali tronowej i spróbować jakoś obejść zabezpieczenia niepozwalające nam otworzyć tu mostu. Fembotka wyszła niezauważona, a w tym czasie Lider Decepticonów zdążył już skontaktować się ze swoimi żołnierzami. Nowe rozkazy zostały przekazane. Nasza umowa dobiegła końca.
Jako pierwszy uruchomiłem blaster i wycelowałem go w Megatrona. Autoboty postąpiły podobnie. Mieliśmy go na celowniku, a mimo to wyglądał on na bardziej zadowolonego niż zwykle. Wtem do pomieszczenia wpadło jakieś trzydzieści vechiconów. Otoczyły nas. Wróg miał jak zwykle przewagę liczebną. Zrezygnowany wyłączyłem broń i rozkazałem reszcie postąpić tak samo.

-Nie rozumiem cię, Optimusie – zwrócił się do mnie Lord Decepticonów – Zrobiłem, co musiałem. Night zajęła się swoim ukochanym, a ja w tym czasie odzyskałem moją władzę – słowo „ukochany” mówił z wyraźną pogardą – Ocaliłem nas.
-Nie – zaprzeczyłem – Ellie zdołała przejąć kontrolę zanim twoje ostrze raniło Smokescreena. To, co zrobiłeś było czystą zemstą.
-Niby za co?!
-Za to, że Smokescreen jest dla Ellie tak ważny, jak ty nigdy nie będziesz.
-Być może masz rację, ale teraz to już nie ważne. Zaraz jedyną bliską osobą dla TRINIY będę ja! I już zawsze będziemy razem…
-I tutaj się mylisz… - to był jej głos.

Wszyscy odwróciliśmy się w stronę, skąd pochodził. Femme szła w naszą stronę, a jej ręce były pokryte energonem Smokescreena. Na jej twarzy malowała się złość, nienawiść, ale i rozpacz. Znałem to spojrzenie zbyt dobrze, by teraz go nie rozpoznać.

-Ty jesteś dla mnie nikim! Odebrałeś mi wszystko, co kochałam! Odebrałeś mi moją rodzinę, przyjaciół, ukochanego… Jak śmiesz teraz oczekiwać, że po tym wszystkim będziemy razem? Że po tym wszystkim będę w stanie ci kiedykolwiek zaufać? Że po tym, co zrobiłeś cię nie zabiję?
-Ponieważ wiem, dokładnie jak ty, że nie byłabyś w stanie tego zrobić. Jesteś dla mnie jak córka, a ja dla ciebie jak ojciec. Zawsze będę się o ciebie troszczyć, choćby nie wiem co. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie…
-Doprawdy?! Tak to udowadniasz?! Zabijając jedyną osobę, którą kochałam?! Gdybyś naprawdę mnie kochał i zależało by ci na mnie, to pragnąłbyś tego samego, co ja! Chciałbyś tylko i wyłącznie mojego szczęścia… Ale ty tego nie rozumiesz!
-Proszę cię więc… Wyjaśnij mi…

Wyciągnął rękę w jej stronę, a ona niepewnie ją złapała. Megatron przyciągnął fembotkę do siebie i mocno ją przytulił. Żadne z nas tak naprawdę nie wiedziało, co właśnie się dzieje.
W pewnym momencie oczy Megatrona nienaturalnie się rozszerzyły. Widziałem z nich strach. Ellie zaczęła cofać się, a wtedy ujrzałem jej pokryte energonem ostrze. Ani my, ani Decepticony nie ruszyliśmy się ani na milimetr, bo byliśmy zbyt zszokowani tym, co właśnie się stało.

-Teraz rozumiesz? To jest moje szczęście. TWOJA śmierć to MOJE szczęście!
Megatron uklęknął na jedno kolano i złapał się za ranę w klatce piersiowej. Ellie dobrze wiedziała gdzie ma zadać cios, bo jej ostrze wbiło się dokładnie w iskrę Lorda Decepticonów. Dosłownie byłem w stanie zobaczyć, jak ona gaśnie. 
-Koi cię ta samotność – mówiła femme, jakby recytowała jakiś wiersz – Cieszy cię to cierpienie? Ostatnia rzecz, co nas łączy. Jedynie moje pocieszenie…

Ciało Megatrona upadło bezwładnie na ziemię, a jego iskra raz na zawszę zgasła. Martwy leżał, podłoga pokrywała się energonem, a my nic nie robiliśmy. Chyba byliśmy po prostu zbyt zaskoczeni takim obrotem zdarzeń…
Ellie…Trinity po prostu wytarła ostrze z niebieskiego płynu, a następnie schowała je. Jej wzrok przeniósł się na ciało Smokescreen’a. Ten widok zdołał otrząsnąć mnie z transu. Podbiegłem do młodego bota i sprawdziłem jego funkcje życiowe…   Całe szczęście, jeszcze funkcjonował.

-Musimy go przenieść do bazy – stwierdziłem – Cliffjumper, sprawdź czy Arcee udało się wyłączyć zabezpieczenia Decepticonów i ściągnijcie tu Ratcheta!
-Myślicie, że damy wam teraz tak po prostu odejść? – Breakdown zasłonił wyjście i zmierzył nas wzrokiem – Skoro nasza umowa dobiegła końca, to nie widzę już potrzeby abyśmy…
-Zamknij się Breakdown! – ryknęła na niego Trinity – A teraz rusz swój metalowy zad i wyłącz cholerne zabezpieczenia! – wszyscy spojrzeliśmy w jej stronę zaskoczeni, głównie Breakdown – Zatkały ci się audioreceptory? Wydałam ci rozkaz!
-Ale… - starał się coś powiedzieć, ale femme nawet nie dała mu dojść do słowa.
-Megatron pragnął, bym to ja przejęła jego imperium, mianował mnie komandorem Decepticonów, a więc teraz to ja jestem waszą Liderką! – fembotka szła w kierunku cona, a jego mina jeszcze bardziej zrzedła – Jeżeli nie podoba ci się zmiana przywództwa, zawsze możesz zasugerować innego przywódcę…
-Nie, już nie mam wątpliwości…
-Świetnie. Schockwave? – odwróciła głowę w stronę naukowca.
-Twoje przywództwo jest całkowicie Logiczne.
-Dokładnie to chciałam usłyszeć. A teraz zajmij się Smokescreen’em, przenieście go do skrzydła szpitalnego. Breakdown, wyłącz wreszcie te zasrane zabezpieczenia i ściągnij tu medyków oraz Soundwave’a z bazy botów – wydawała rozkazy jak doświadczona liderka – Cliff, idź z nim, dopilnuj żeby Arcee go nie zabiła.
-Nie ma sprawy! – oba mechy wybiegły z pomieszczenia, a w tym czasie Shockwave zaczął zajmować się rannym Smokescreen’em, a Bulkhead i Wheiljack pomogli mu przenieść go do skrzydła szpitalnego.


Ja, Bumblebee i Trinity po prostu staliśmy i czekaliśmy. Na co? Sam jeszcze nie wiem. Widać jednak było, że femme jest zmęczona fizycznie, jak i psychicznie. Powolnie skierowała się w stronę tronu, usiadła na nich, nogi podkuliła i przyciągnęła do siebie, a następnie zaczęła cicho łkać. Bee już chciał do niej podejść, pocieszyć, ale zatrzymałem go. To był ten czas, kiedy musiała po prostu zostać sama i przeczekać największy ból, jakiego mogła doznać…

2 komentarze:

  1. Whoah! Mój kochany Meguś :( opowiadanie pełne zwrotów akcji, mogłabym to czytać cały czas to jest tak świetne opowiadanie że... no po prostu brak mi słów ah Megatron nigdy by się nie zmienił a jednak troszku mi było go szkoda... co jest ze mną nie tak?! XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama pisząc ten rozdział miałam ochotę ryczeć, jakoś wyjątkowo zżyłam się z postacią Megatrona, no ale jak się zadziera z tym, z kim nie potrzeba, to potem właśnie tak się sprawy kończą :D Ale bardzo się cieszę, że ci się podoba :-)
      Pozdrawiam i spokojnego wieczoru ;-)
      ***Niki***

      Usuń