niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział XI - Transformacja


Czasami wystarczy jedno spojrzenie, aby trafić do czyjegoś serca…

20 lipiec 2015 rok.

Zaczęłam otwierać oczy. Znajdowałam się w głównym pomieszczeniu naszej bazy. Ale jak ja się tu znalazłam? Walczyliśmy, uwalnialiśmy ludzi z obozu pracy w Moskwie. Wtedy ja zasłabłam. Serce strasznie mnie bolało i straciłam przytomność. Pewnie boty mnie tu przyniosły.

Powoli się podniosłam. Leżałam na stole operacyjnym, tak jak ostatnim razem, gdy zemdlałam. Teraz jednak było inaczej. Stół wydawał się mniejszy, albo może to ja byłam większa. Zobaczyłam, że przy ścianie siedzi Smokescreen. Miał zamknięte oczy. Pewnie śpi albo odpoczywa. On również nie wydaje się taki wielki jak zawsze.

Zebrałam w sobie wszystkie siły i stanęłam na nogach. O mało się przy tym nie przewróciłam, ale w końcu udało mi się odzyskać równowagę. Jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było tu nikogo, prócz mnie i Smoke’a. Znów zrobiłam kilka kroków, ale ponownie straciłam równowagę. Udało mi się oprzeć o stół. Dopiero wtedy zauważyłam, że moja ręka jest metalowa. Oczy otwarły mi się szerzej. Powoli podeszłam do komputera. W ekranie byłam w stanie dostrzec swoje odbicie. Miałam jasnoszarą zbroję z ciemniejszymi elementami oraz różowymi dodatkami, w tym światłami na klatce piersiowej. Po bokach mojej talii były koła, a z tyłu coś w rodzaju spódnicy. Na głowie miałam hełm, a na rękach coś w stylu rękawiczek bez palców. Moje oczy przybrały piękny, jasnofioletowy kolor, wpadający w róż. Z niedowierzaniem dotknęłam swojej twarzy. Tak, to byłam ja.

-Ellie – usłyszałam głos Smokescreen’a. Odwróciłam się do niego. Bot podnosił się właśnie z ziemi. Podszedł do mnie i mocno przytulił – Baliśmy się, że się nie obudzisz.

-A ile spałam?

-Sześć dni – cholera. To długo. Smoke wypuścił mnie z objęć i złapał za rękę – Zmieniłaś się. Transformacja zachodziła przez trzy dni, po twojej stracie przytomności. Kolorów nabrałaś dopiero dzisiaj – bot uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Przez długi czas myślałam, że spotkało mnie coś okropnego. Teraz jednak widzę, że to wcale nie jest takie złe.

-To niezwykłe uczucie.

-Co masz na myśli?

-To, że jesteśmy tego samego wzrostu – zaśmialiśmy się – Nie, ale tak na serio. Czuję się inaczej. Mam wrażenie, że właśnie zaczęłam nowe życie.

-W zasadzie to masz rację. Nic już nie będzie takie, jak dawniej – spuściłam wzrok. Smokescreen miał rację. Teraz wszystko się zmieni. Nie będę musiała jeść, ale za to energon stanie się moim paliwem i źródłem życia. Zamiast serca i duszy mam iskrę. Uczucia jednak zostaną te same – Chyba…powinienem iść po Optimusa. Miałem go od razu zawiadomić, jak się obudzisz.

-W takim razie leć – Smoke uśmiechnął się i poszedł w głąb korytarza. Ja usiadłam na stole i czekałam na przybycie botów. Odruchowo chciałam poprawić włosy. No tak, nie mam ich. Zaśmiałam się w myślach.

Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł Smokescreen w towarzystwie Optimusa, Ratcheta, Wheiljacka i Cliffjumpera. Wszyscy przyglądali mi się uważnie.

-To niesamowite – odezwał się w końcu Ratchet – W tak krótkim czasie twoje ciało przeszło całkowitą transformację.

-Sześć dni to wcale nie tak krótko, doktorku. 

-Miałem na myśli, że Biosynteza jest szybka. Byłem pewien, że może trwać nawet kilka miesięcy. Dobrze się czujesz, nie masz zawrotów głowy?

-Nie. Jest mi jeszcze ciężko przyzwyczaić się do nowego ciała. To wszystko – wstałam i podeszłam do Optimusa – Chyba powinnam przybrać drugą formę, nie sądzisz?

-Owszem. Ratchet, znajdź dla Ellie jakiś pojazd.

-Już się tym zajmuję – kilka chwil czekaliśmy, aż doktorek znajdzie dla mnie coś odpowiedniego. W końcu, pokazał mi obraz Forda Mustanga GT Supercharged. Zeskanowałam go i transformowałam się. To było niesamowite. Znów przybrałam formę robota – Radziłbym zaczekać z podróżowaniem dopóki nie zrobimy wszystkich badań i… - ziewnęłam z nudów. Kurde, robię się jak Miko. Właśnie, gdzie ona jest.

-Tak z innej beczki, gdzie reszta?

-Pojechali do siedziby Ruchu – odpowiedział mi Cliffjumper – Skyquake, Decepticon, z którym walczył Optimus powiedział, że mamy kreta.  

-Podejrzewamy, że jest nim któryś z agentów Ruchu Oporu – dokończył Wheiljack – Fowler myśli, że pomagamy zbudować nową bazę, co w sumie robimy, ale dzieciaki w tym czasie infiltrują agentów.

-Rafael chce podłączyć się do ich systemu – dodał Optimus – Może w ten sposób coś znajdzie.

-Powinni uważać  - ostrzegłam – Fowler jest czasami nieprzewidywalny.

-W dodatku uważa nas jedynie za maszyny – dokończył Smoke – Wyślij nas tam, pomożemy.

-Zgoda, ale jeśli coś by ci się działo Ellie, wracaj natychmiast.

-Ma się rozumieć. Ratchet, odpalaj most – bot włączył most ziemny, a my transformowaliśmy się i przejechaliśmy przez niego. Trafiliśmy wprost do hangaru Ruchu. Widziałam jak Bumblebee i Bukhead robią coś w jakiejś dziurze. Nigdzie nie zauważyłam jednak Arcee.

-Ellie! – usłyszałam głos Miko. Dziewczyna podbiegła do mnie i przytuliła się mojej nogi – Tak się o ciebie bałam. Zmieniłaś się! – wzięłam czarnowłosą na ręce.

-Tylko z wyglądu. W środku jestem tą samą Ellie.

-Ale wiesz co, imię to ty powinnaś sobie zmienić.

-W takim razie mi coś wymyśl – puściłam jej oczko i odstawiłam na ziemię.

-Daj mi kilka minut. A tak w ogóle – Miko pokazała mi bym się zbliżyła – Raf nic nie znalazł w ich komputerze, ale odkryliśmy, że Silas nie stawił się na porannym patrolu – to trochę podejrzane. Ten gościu od początku wydawał mi się dziwny – Arcee i Jack właśnie próbują dostać się do jego pokoju. Może oni coś znajdą.

-Dobra. Ja pogadam jeszcze z Fowlerem – dziewczyna pokiwała porozumiewawczo głową i pobiegła w stronę swojego strażnika. Zwróciłam się więc do Smokescreen’a – Idę pogadać z ich przywódcą. Zaraz wracam.

-Jasne – zaczęłam iść w stronę gabinetu Fowlera. Szczęśliwie, spotkałam go zaraz przed drzwiami.

-Proszę zaczekać! – mężczyzna odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem z góry do dołu. 

-Znamy się?

-To ja, Ellie.

-Na loki Jurka Waszyngtona, co ci się stało? – przywódca ruchu złapał się za głowę.

-To długa historia. Muszę pana o coś zapytać – klęknęłam obok niego – Jeden z Decepticonów powiedział, że mamy szpiega. Sądzimy, że jest nim ktoś z Ruchu.

-To niemożliwe. Wszyscy moi agenci są wierni sprawie.

-Jeden najwyraźniej nie. Podejrzewamy Silasa.

-Dosyć tego! – ryknął – Nie będę rozmawiać ze zwykłą maszyną. Nie myślicie! Cony coś wam powiedzą i od razu im wierzycie! Myślałem, że jesteś mądrzejsza – byłam wściekła. Fowler nie tylko nazwał mnie maszyną, ale i powiedział, że jestem głupia.

-Ja również miałam pana za mądrzejszego – odwróciłam się na pięcie i wróciłam do Smoke’a.

Po drodze poczułam wielki ból głowy. Musiałam na chwilę się zatrzymać. Było mi słabo. Nagle usłyszałam czyiś głos.

-Chodź do mnie… - to był głos Megatrona. Nigdzie jednak nie było lidera Decepticonów, więc słyszę go pewnie w mojej głowie – Twoje miejsce jest ze mną…

-Nie – szepnęłam.

-Zajmij należne ci miejsce…

-Nie! – uderzyłam pięścią w ścianę tak mocno, że zrobiłam w niej dziurę. Szybkim krokiem podeszłam do Smoke’a. Musiałam jakoś odreagować. Pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia.

-Z twojego zachowania zgaduję, że nie poszło najlepiej.

-Jakbyś zgadł – doszliśmy do wyjścia. Transformowałam się, a bot pokiwał głową.

-Nie powinniśmy. Ratchet…

-Nie zanudzaj Smokescreen. Krótka przejażdżka nie może mi zagrozić – Smoke westchnął, ale również zmienił formę. Razem przejechaliśmy się po ulicach miasta.

Zrobiliśmy sobie mały wyścig, a później wróciliśmy do bazy. Optimusa w niej nie było, więc pomyślałam, żem możemy jeszcze zaszaleć. Namówiłam bota na kolejną przejażdżkę, ale tym razem poszło mi dużo łatwiej. Wyjechaliśmy na zewnątrz i jeździliśmy po kamiennym terenie. Kiedy się nam znudziło, weszliśmy na jedną z większych skał i obejrzeliśmy zachód słońca. Od bardzo dawna nie miałam do tego okazji. Teraz, to wydaje się takie piękne. Kolory mieszające się ze sobą, stworzyły piękny obraz.

Siedziałam obok Smokescreen’a, a nasze ręce były złączone. Położyłam głowę na jego ramieniu nie odrywając wzroku od zachodu.

-Teraz świat wydaje się inny – odezwałam się – Tutaj jest tak spokojnie. Czuję się, jakby tam dalej było identycznie. Bez zniszczonych miast, bez obozów pracy, bez Decepticonów.

-Już wkrótce tak będzie, zobaczysz – bot zacisnął mocniej rękę, jakby obawiał się, że zaraz ją wyrwę. Nic z tych rzeczy. Chciałam się odezwać, ale nie miałam odwagi. Chciałam powiedzieć „Za nic w świecie cię nie puszczę”.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mateńko kochana! Ale ja mam zaległości! Boże święty! Przepraszam za to że nie komentowałam ale miałam małe problemy rodzinne. Tak czy siak, powróciłam xD
    Rozdział świetny! Naprawdę lubię kiedy okazuje się że główna bohaterka jest botem. Dzisiaj miał się pojawić mój drugi blog, ale mam jeszcze jeden pomysł i nie wiem który ma dojść do spełnienia (tak głupio to trochę sformułowałam). Za chwilę wstawię notkę z informacją ;)
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę jaka ta część jest ciekawa czekam z niecierpliwością na nexta oby była szybko

    OdpowiedzUsuń