niedziela, 25 października 2015

Rozdział VII - Dark Mount


Jutro jest zawsze czyste, nieskalane żadnym błędem.

Lucy Maud Montgomery

2 lipiec 2015 rok.

-Wstawaj mała – odezwał się Smokescreen i wybudził mnie ze snu – Już dojeżdżamy – powoli otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się  i spojrzałam przez okno. Słońce właśnie wschodziło, a przed nami było widać wielkie metalowe budynki oraz ciemną wieżę, dużo wyższą. To właśnie tutaj rozpoczęła się transformacja Ziemi i to tutaj odnosi ona największe postępy.

-Nowy York już nie przypomina Nowego Yorku.

-Za to przypomina Cybertron.

Wjechaliśmy do miasta, ale musieliśmy bardzo uważać. Tutaj aż roiło się od deceptów. Nadzorowali pracę nad budową, a dokładniej stawianiem budynków. Były one robione przez ludzi w obozach pracy i dopiero później przewożone w docelowe miejsca. Przy tak wyczerpującej pracy giną tysiące ludzi, a może nawet więcej.

Z trudem dojechaliśmy do Dark Mount, która stała w samym centrum miasta. Była wyższa od każdego budynku na ziemi i wykonana z ciemnego metalu. Jak dla mnie, to wyglądała jak siedziba diabła. W pewnym sensie miałam rację.

Wysiedliśmy na zewnątrz, a boty transformowały się. Musieliśmy szybko wymyśleć jakiś plan.

-Proponuję, by Bulkhead i Wheiljack zrobili dywersję. Będziemy mieli większe szanse wejść tam niezauważeni.

-Raf podepnie się do ich komputera i sprawdzi gdzie trzymają boty – Jack wpadł na dobry pomysł.

-Znajdziemy ich, a Smoke „otworzy” drzwi.

-Ja zostanę tutaj – odezwał się Silas – Macie spore szanse nie spotkać żadnego cona, a ja mam ochotę postrzelać. Pomogę tym dwóm.

-Zgoda. Powodzenia.

Wheiljack i Bulkhead pobiegli narobić trochę hałasu, a my przygotowaliśmy się do zrobienia wejścia. Nagle usłyszeliśmy wybuch. To był nasz znak. Smokescreen swoim blasterem zrobił dziurę i wszyscy weszliśmy do środka. Niestety nie obyło się bez problemów. Pięć conów stało akurat przed nami. Smoke się nimi zajął a my w tym czasie znaleźliśmy komputer. Bot podsadził Rafa, a chłopak zaczął się włamywać. W tym czasie zdążyły do nas dotrzeć posiłki. Conów było więcej niż się spodziewaliśmy. Smokescreen strzelał, a my mu pomagaliśmy. Miko rzeczywiście świetnie strzelała z łuku. Praktycznie każda wypuszczona strzała trafiała cona w głowę. Jack jakoś dawał sobie radę z maszynówką, ale zabił tylko dwa cony. Ja zastrzeliłam jakieś cztery.

-Skończyłem! – powiedział uradowany Raf – Boty są trzymane w celi 74 na dziesiątym piętrze.

-W takim razie jazda – Smoke wziął nas na ręce i pobiegł w stronę windy. Nią dostaliśmy się na dziesiąte piętro. Zanim jednak weszliśmy do botów, musieliśmy zdjąć kolejne piętnaście conów. Czarnowłosy chłopak radził już sobie lepiej, a ja prawie nie chybiłam więc tym razem poszło nam szybciej.

Doszliśmy do celi 74, a Smokescreen zrobił w niej dziurę. Ja i bot weszliśmy do środka, a reszta stała na czatach. Ta cela różniła się od tej, w której był Smoke. Był to po prostu ciemny, metalowy pokój. Na środku czekała dwójka botów. Pierwszy z nich miał czerwony lakier i rogi na czubku głowy. Drugi natomiast był dziewczyną. Musiała to być Arcee. Była dużo mniejsza niż Cliffjumper, miała niebieski lakier z różowymi dodatkami.

-Mówiłem ci Cee, odsiecz nadciąga – Cilffjumper wstał i pomógł podnieść się Arcee. Oboje podeszli do nas.

-Cliffjumper i Arcee jak mniemam? – odezwał się Smokescreen.

-We własnej osobie. To ty jesteś Smokescren? – bot pokiwał głową – Wpakowałeś nas w niezłe bagno, ale przynajmniej w końcu się rozerwiemy. Tylko nie bierzcie tego tak dosłownie.

-Nie zwracajcie na niego uwagi. Cieszy się na nową misję. Teraz chodźmy stąd lepiej, zanim cony zorientują się, że nas nie ma.

Pośpiesznie wyszliśmy na zewnątrz i pobiegliśmy w stronę windy. Tam niestety czekała na nas kolejna przeszkoda. Przed nami pojawił się Starscream.

-Autoboty?! Jak?! – con pierw wyglądał na zdziwionego, a potem na przestraszonego.

Wyciągnął swoją rękę, na której była rakieta. Pocisk niespodziewanie wystrzelił. Scream z powrotem wszedł do windy. Z łatwością uniknęliśmy pocisku, ale i to nie był koniec naszych kłopotów. Rakieta trafiła w podłogę i zrobiła spory wybuch. Nie bardzo mieliśmy dokąd uciec, więc postanowiliśmy wyskoczyć. Cliff zrobił dziurę w ścianie, wziął Rafa na ręce i wyskoczył na zewnątrz. Arcee postąpiła tak samo z Jackiem, a Smokescreen ze mną i z Miko. Udało nam się wylądować na wystającej części Dark Mount, ale nie mieliśmy jak stamtąd zejść. Znienacka przed nami pojawiły się Decepticony w postaci odrzutowców. Zaczęły w nas strzelać, ale boty również. Conów było co prawda więcej, ale  prawdę mówiąc, nawet ja strzelam celniej. Po kilku minutach deceptów już nie było, ale nadal nie mieliśmy ja zejść na dół. Skok odpadał, było za wysoko.

Nagle przed nami pojawił się Decepticon, ale inny niż reszta. Miał czarno – fioletową zbroję, ale różnił się kształtem. W postaci odrzutowca, miał podłużny kształt. Jego już nie dało się tak łatwo zestrzelić.

-Co to za jeden?! – zapytała Miko.

-Soundwave – odpowiedziała jej Arcee – Najlepszy as wywiadu Megatrona.

Soundwave nie przestawał w nas strzelać, a szło mu coraz lepiej. Boty kazały się nam za nimi schować. Niespodziewanie ktoś strzelił w Decepticona i nie był to żaden z nas. Z dołu nadleciał statek, trochę większy od tego Wheiljack’a. Był pomalowany na niebiesko. Soundwave był zmuszony odlecieć. Nieznajomy statek otworzył swoje grodzie wpuszczając nas do środka. Jackie i Bulk już tam na nas czekali. Boty wzięły nas na ręce i wskoczyły do środka. Zanim grodzie się zamknęły spojrzałam na Soundwave’a. Wylądował w miejscu gdzie przed chwilą staliśmy i transformował się. Miał długie ręce zakończone palcami oraz nogi, a zamiast twarzy czarny ekran. Con patrzył w naszą stronę i choć nie widziałam jego oczu, dobrze wiedziałam, że patrzy na mnie.

Grodzie zostały zamknięte, a boty odłożyły nas na ziemię. Dopiero wtedy zauważyłam opartego o ścianę Silasa.

-Kolejne posiłki – powiedział, a następnie odszedł na drugi koniec statku. Autoboty przywitały się ze sobą, a ja zaczęłam się zastanawiać, kto tak właściwie nas uratował.

Spojrzałam w stronę mostka. Nie widziałam kto siedział za sterami, ale obok niego stał biało – pomarańczowy bot. W naszą stronę szedł też jeszcze jeden bot. Był tylko trochę większy od Arcee, miał żółtą zbroję z odrobią czerni i coś w rodzaju osłonki na usta. Podszedł do nas i również się przywitał.

-Dobrze cię widzieć Bee – Arcee przytuliła się do przyjaciela, a on wydawał jakieś dziwne dźwięki w stylu pikania.

-Co on powiedział? – zapytała Miko.

-Że za nią tęsknił – odpowiedział Raf, a my spojrzeliśmy na niego pytająco.

-Zaraz, ty go rozumiesz? – Jack nie mógł w to uwierzyć, zupełnie tak jak ja.

-A wy nie?

-Nie – to było dziwne, ale nie był to powód do zmartwień. W międzyczasie podszedł do nas biało pomarańczowy.

-Dla miejscowych from życia, to jest Bumblebee, a ja jestem Ratchet. Czy nikt nie został ranny?

-Nie – odpowiedział Cliff – Ale nie obraziłbym się za odrobinę energonu. Wszystkie zapasy straciliśmy, kiedy nas pojmali.

-Przynajmniej jakieś mieliście – dodał Jackie.

-Nasze zapasy również nie są obszerne, ale na kilka ziemskich tygodni powinno starczyć.

-Dlatego musimy zdobyć go więcej – odezwał się nieznajomy za sterami, a wszyscy spojrzeli na mostek z niedowierzaniem. Wtedy Autobot wstał i podszedł do nas. Był większy od całej drużyny i miał czerwono – niebieski lakier.

-Nie mogę uwierzyć – wyszeptał Smoke – To jest przecież Optimus Prime! – powiedział już trochę głośniej – Odebrałeś moją wiadomość?

-Owszem i jestem rad, że ją wysłałeś. Decepticony zniszczyły tą planetę, a my nic o tym nie wiedzieliśmy. Już czas odebrać im Ziemię – właśnie takiego lidera nam potrzeba – Powiedzcie, gdzie mam lecieć.

-Do Waszyngtonu – odezwałam się – Mamy tam bazę – Optimus pokiwał porozumiewawczo głową.

-Optimusie, czy mogę usiąść za sterami? – zapytał Wheiljack.

-Nie radzę – ostrzegł bota Bulkhead, ale Jackie walnął go łokciem w brzuch.

-Proszę, Wheiljack – bot usiadł za sterami i poleciał prosto do Waszyngotu – Teraz jeśli można, chciałbym porozmawiać z kimś o sytuacji na Ziemi. Jak długo trwa inwazja?

-W tym miesiącu będzie równe dziesięć lat – odpowiedziałam – Decepticony zaczęły przerabiać Ziemię na Cybertron. Ludzi pozamykali w obozach pracy, gdzie tworzą dla nich budowle. Nieliczni z nas pozostali wolni. Nie mamy już wojska, ale Ruch Oporu stara się walczyć z conami. Choć nie mówię, że jest to łatwe.

-Jeśli uwolnilibyśmy ludzi, mielibyście gdzie ich ukryć?

-Owszem – odezwał się Silas i podszedł bliżej nas – Ruch Oporu ma kilka dodatkowych i obszernych baz. Największa jest w Hong Kongu. Tam można by pomieścić jakiś milion osób.

-To wciąż za mało – powiedział Jack – Ludzi na Ziemi jest siedem miliardów.

-Żartujesz sobie? Kiedy rozpoczęła się inwazja straciliśmy ponad 2 miliardy – wyjaśniła Miko – Kolejne dwa, kiedy wojsko próbowało walczyć i zakładam, że jeszcze kilka milionów podczas łapanek.

-Cały Ruch liczy około miliarda osób – dodał Silas – To nam daje niecałe dwa miliardy ludzi do ukrycia. Kilka baz pomieści jeszcze po sto tysięcy. Musielibyśmy stworzyć nową, a na to nie mamy środków.

-Co nie zmienia faktu, że naszym priorytetem musi być uwolnienie jak największej ilości osób. Będziemy też musieli zadbać o zapasy energonu. Bez paliwa nic nie zrobimy.

-W bazie mamy trochę waszych niebieskich kosteczek. Zwinęliśmy je z kopalni conów.

-To da nam trochę więcej czasu. Musimy mieć też bazę mogącą pomieścić nasz zespół – Silas złapał się za brodę.

-To da się załatwić. Mam tylko nadzieję, że macie nic przeciwko Jasper w Newadzie.

1 komentarz:

  1. Hej, wszyscy fani tfp! Zapraszam, na mojego nowego bloga: transformersprimenowahistoria.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń