Jutro
jest zawsze czyste, nieskalane żadnym błędem.
Lucy Maud Montgomery
2 lipiec
2015 rok.
-Wstawaj
mała – odezwał się Smokescreen i wybudził mnie ze snu – Już dojeżdżamy – powoli
otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się i
spojrzałam przez okno. Słońce właśnie wschodziło, a przed nami było widać
wielkie metalowe budynki oraz ciemną wieżę, dużo wyższą. To właśnie tutaj
rozpoczęła się transformacja Ziemi i to tutaj odnosi ona największe postępy.
-Nowy York
już nie przypomina Nowego Yorku.
-Za to
przypomina Cybertron.
Wjechaliśmy
do miasta, ale musieliśmy bardzo uważać. Tutaj aż roiło się od deceptów.
Nadzorowali pracę nad budową, a dokładniej stawianiem budynków. Były one
robione przez ludzi w obozach pracy i dopiero później przewożone w docelowe
miejsca. Przy tak wyczerpującej pracy giną tysiące ludzi, a może nawet więcej.
Z trudem
dojechaliśmy do Dark Mount, która stała w samym centrum miasta. Była wyższa od
każdego budynku na ziemi i wykonana z ciemnego metalu. Jak dla mnie, to
wyglądała jak siedziba diabła. W pewnym sensie miałam rację.
Wysiedliśmy
na zewnątrz, a boty transformowały się. Musieliśmy szybko wymyśleć jakiś plan.
-Proponuję,
by Bulkhead i Wheiljack zrobili dywersję. Będziemy mieli większe szanse wejść
tam niezauważeni.
-Raf
podepnie się do ich komputera i sprawdzi gdzie trzymają boty – Jack wpadł na
dobry pomysł.
-Znajdziemy
ich, a Smoke „otworzy” drzwi.
-Ja zostanę
tutaj – odezwał się Silas – Macie spore szanse nie spotkać żadnego cona, a ja
mam ochotę postrzelać. Pomogę tym dwóm.
-Zgoda.
Powodzenia.
Wheiljack i
Bulkhead pobiegli narobić trochę hałasu, a my przygotowaliśmy się do zrobienia
wejścia. Nagle usłyszeliśmy wybuch. To był nasz znak. Smokescreen swoim
blasterem zrobił dziurę i wszyscy weszliśmy do środka. Niestety nie obyło się
bez problemów. Pięć conów stało akurat przed nami. Smoke się nimi zajął a my w
tym czasie znaleźliśmy komputer. Bot podsadził Rafa, a chłopak zaczął się
włamywać. W tym czasie zdążyły do nas dotrzeć posiłki. Conów było więcej niż
się spodziewaliśmy. Smokescreen strzelał, a my mu pomagaliśmy. Miko
rzeczywiście świetnie strzelała z łuku. Praktycznie każda wypuszczona strzała
trafiała cona w głowę. Jack jakoś dawał sobie radę z maszynówką, ale zabił
tylko dwa cony. Ja zastrzeliłam jakieś cztery.
-Skończyłem!
– powiedział uradowany Raf – Boty są trzymane w celi 74 na dziesiątym piętrze.
-W takim
razie jazda – Smoke wziął nas na ręce i pobiegł w stronę windy. Nią dostaliśmy
się na dziesiąte piętro. Zanim jednak weszliśmy do botów, musieliśmy zdjąć
kolejne piętnaście conów. Czarnowłosy chłopak radził już sobie lepiej, a ja
prawie nie chybiłam więc tym razem poszło nam szybciej.
Doszliśmy do
celi 74, a Smokescreen zrobił w niej dziurę. Ja i bot weszliśmy do środka, a
reszta stała na czatach. Ta cela różniła się od tej, w której był Smoke. Był to
po prostu ciemny, metalowy pokój. Na środku czekała dwójka botów. Pierwszy z
nich miał czerwony lakier i rogi na czubku głowy. Drugi natomiast był
dziewczyną. Musiała to być Arcee. Była dużo mniejsza niż Cliffjumper, miała
niebieski lakier z różowymi dodatkami.
-Mówiłem ci
Cee, odsiecz nadciąga – Cilffjumper wstał i pomógł podnieść się Arcee. Oboje
podeszli do nas.
-Cliffjumper
i Arcee jak mniemam? – odezwał się Smokescreen.
-We własnej
osobie. To ty jesteś Smokescren? – bot pokiwał głową – Wpakowałeś nas w niezłe
bagno, ale przynajmniej w końcu się rozerwiemy. Tylko nie bierzcie tego tak
dosłownie.
-Nie
zwracajcie na niego uwagi. Cieszy się na nową misję. Teraz chodźmy stąd lepiej,
zanim cony zorientują się, że nas nie ma.
Pośpiesznie
wyszliśmy na zewnątrz i pobiegliśmy w stronę windy. Tam niestety czekała na nas
kolejna przeszkoda. Przed nami pojawił się Starscream.
-Autoboty?!
Jak?! – con pierw wyglądał na zdziwionego, a potem na przestraszonego.
Wyciągnął
swoją rękę, na której była rakieta. Pocisk niespodziewanie wystrzelił. Scream z
powrotem wszedł do windy. Z łatwością uniknęliśmy pocisku, ale i to nie był
koniec naszych kłopotów. Rakieta trafiła w podłogę i zrobiła spory wybuch. Nie
bardzo mieliśmy dokąd uciec, więc postanowiliśmy wyskoczyć. Cliff zrobił dziurę
w ścianie, wziął Rafa na ręce i wyskoczył na zewnątrz. Arcee postąpiła tak samo
z Jackiem, a Smokescreen ze mną i z Miko. Udało nam się wylądować na wystającej
części Dark Mount, ale nie mieliśmy jak stamtąd zejść. Znienacka przed nami
pojawiły się Decepticony w postaci odrzutowców. Zaczęły w nas strzelać, ale
boty również. Conów było co prawda więcej, ale
prawdę mówiąc, nawet ja strzelam celniej. Po kilku minutach deceptów już
nie było, ale nadal nie mieliśmy ja zejść na dół. Skok odpadał, było za wysoko.
Nagle przed
nami pojawił się Decepticon, ale inny niż reszta. Miał czarno – fioletową
zbroję, ale różnił się kształtem. W postaci odrzutowca, miał podłużny kształt.
Jego już nie dało się tak łatwo zestrzelić.
-Co to za
jeden?! – zapytała Miko.
-Soundwave –
odpowiedziała jej Arcee – Najlepszy as wywiadu Megatrona.
Soundwave
nie przestawał w nas strzelać, a szło mu coraz lepiej. Boty kazały się nam za
nimi schować. Niespodziewanie ktoś strzelił w Decepticona i nie był to żaden z
nas. Z dołu nadleciał statek, trochę większy od tego Wheiljack’a. Był
pomalowany na niebiesko. Soundwave był zmuszony odlecieć. Nieznajomy statek
otworzył swoje grodzie wpuszczając nas do środka. Jackie i Bulk już tam na nas
czekali. Boty wzięły nas na ręce i wskoczyły do środka. Zanim grodzie się
zamknęły spojrzałam na Soundwave’a. Wylądował w miejscu gdzie przed chwilą
staliśmy i transformował się. Miał długie ręce zakończone palcami oraz nogi, a
zamiast twarzy czarny ekran. Con patrzył w naszą stronę i choć nie widziałam
jego oczu, dobrze wiedziałam, że patrzy na mnie.
Grodzie
zostały zamknięte, a boty odłożyły nas na ziemię. Dopiero wtedy zauważyłam
opartego o ścianę Silasa.
-Kolejne
posiłki – powiedział, a następnie odszedł na drugi koniec statku. Autoboty
przywitały się ze sobą, a ja zaczęłam się zastanawiać, kto tak właściwie nas
uratował.
Spojrzałam w
stronę mostka. Nie widziałam kto siedział za sterami, ale obok niego stał biało
– pomarańczowy bot. W naszą stronę szedł też jeszcze jeden bot. Był tylko
trochę większy od Arcee, miał żółtą zbroję z odrobią czerni i coś w rodzaju osłonki
na usta. Podszedł do nas i również się przywitał.
-Dobrze cię
widzieć Bee – Arcee przytuliła się do przyjaciela, a on wydawał jakieś dziwne
dźwięki w stylu pikania.
-Co on
powiedział? – zapytała Miko.
-Że za nią
tęsknił – odpowiedział Raf, a my spojrzeliśmy na niego pytająco.
-Zaraz, ty
go rozumiesz? – Jack nie mógł w to uwierzyć, zupełnie tak jak ja.
-A wy nie?
-Nie – to
było dziwne, ale nie był to powód do zmartwień. W międzyczasie podszedł do nas
biało pomarańczowy.
-Dla
miejscowych from życia, to jest Bumblebee, a ja jestem Ratchet. Czy nikt nie
został ranny?
-Nie –
odpowiedział Cliff – Ale nie obraziłbym się za odrobinę energonu. Wszystkie
zapasy straciliśmy, kiedy nas pojmali.
-Przynajmniej
jakieś mieliście – dodał Jackie.
-Nasze
zapasy również nie są obszerne, ale na kilka ziemskich tygodni powinno
starczyć.
-Dlatego
musimy zdobyć go więcej – odezwał się nieznajomy za sterami, a wszyscy
spojrzeli na mostek z niedowierzaniem. Wtedy Autobot wstał i podszedł do nas.
Był większy od całej drużyny i miał czerwono – niebieski lakier.
-Nie mogę
uwierzyć – wyszeptał Smoke – To jest przecież Optimus Prime! – powiedział już
trochę głośniej – Odebrałeś moją wiadomość?
-Owszem i
jestem rad, że ją wysłałeś. Decepticony zniszczyły tą planetę, a my nic o tym
nie wiedzieliśmy. Już czas odebrać im Ziemię – właśnie takiego lidera nam
potrzeba – Powiedzcie, gdzie mam lecieć.
-Do
Waszyngtonu – odezwałam się – Mamy tam bazę – Optimus pokiwał porozumiewawczo
głową.
-Optimusie,
czy mogę usiąść za sterami? – zapytał Wheiljack.
-Nie radzę –
ostrzegł bota Bulkhead, ale Jackie walnął go łokciem w brzuch.
-Proszę,
Wheiljack – bot usiadł za sterami i poleciał prosto do Waszyngotu – Teraz jeśli
można, chciałbym porozmawiać z kimś o sytuacji na Ziemi. Jak długo trwa
inwazja?
-W tym
miesiącu będzie równe dziesięć lat – odpowiedziałam – Decepticony zaczęły
przerabiać Ziemię na Cybertron. Ludzi pozamykali w obozach pracy, gdzie tworzą
dla nich budowle. Nieliczni z nas pozostali wolni. Nie mamy już wojska, ale
Ruch Oporu stara się walczyć z conami. Choć nie mówię, że jest to łatwe.
-Jeśli
uwolnilibyśmy ludzi, mielibyście gdzie ich ukryć?
-Owszem –
odezwał się Silas i podszedł bliżej nas – Ruch Oporu ma kilka dodatkowych i
obszernych baz. Największa jest w Hong Kongu. Tam można by pomieścić jakiś
milion osób.
-To wciąż za
mało – powiedział Jack – Ludzi na Ziemi jest siedem miliardów.
-Żartujesz
sobie? Kiedy rozpoczęła się inwazja straciliśmy ponad 2 miliardy – wyjaśniła
Miko – Kolejne dwa, kiedy wojsko próbowało walczyć i zakładam, że jeszcze kilka
milionów podczas łapanek.
-Cały Ruch
liczy około miliarda osób – dodał Silas – To nam daje niecałe dwa miliardy
ludzi do ukrycia. Kilka baz pomieści jeszcze po sto tysięcy. Musielibyśmy
stworzyć nową, a na to nie mamy środków.
-Co nie
zmienia faktu, że naszym priorytetem musi być uwolnienie jak największej ilości
osób. Będziemy też musieli zadbać o zapasy energonu. Bez paliwa nic nie
zrobimy.
-W bazie
mamy trochę waszych niebieskich kosteczek. Zwinęliśmy je z kopalni conów.
-To da nam
trochę więcej czasu. Musimy mieć też bazę mogącą pomieścić nasz zespół – Silas
złapał się za brodę.
-To da się
załatwić. Mam tylko nadzieję, że macie nic przeciwko Jasper w Newadzie.
Hej, wszyscy fani tfp! Zapraszam, na mojego nowego bloga: transformersprimenowahistoria.blogspot.com
OdpowiedzUsuń