niedziela, 4 października 2015

Rozdział IV - Cela B12


Przyszłość należy do tych, którzy wierzą w swoje marzenia.

24 czerwiec 2015 rok.

Zaczynałam się budzić. Nadal znajdowałam się na sali operacyjnej. W środku nikogo nie było. Powoli podniosłam się i dopiero wtedy się zorientowałam, że nie mam już kajdan. Jeszcze raz sprawdziłam, czy jestem tu sama. Czysto. Spojrzałam w dół. Stół znajdował się jakieś dziesięć metrów nad ziemią. Musiałam znaleźć sposób by z niego zejść. Nie było jednak nawet na co skoczyć, by choć trochę zmniejszyć odległość dzielącą mnie od ziemi.  Musiałam podjąć ryzyko. Wzięłam głęboki wdech i skoczyłam. Wylądowałam na nogach, ale zrobiłam jeszcze fikołka by zamortyzować siłę z jaką uderzyłam w ziemię. Wtedy pojawił się kolejny problem. Drzwi. Były zamknięte. Jedynie Decepticon mógł je otworzyć. Kopałam w nie, waliłam, ale nic to nie dawało. W końcu wzięłam rozbieg i dałam im porządnego kopniaka. Ku mojemu zaskoczeniu, drzwi się otworzyły. Szybko wybiegłam na zewnątrz. Kolejnym problemem była winda. Nawet jeśli udałoby mi się otworzyć drzwi, to jak mam wybrać piętro? Może wymyślę coś w środku.

Już miałam ruszyć w stronę windy, kiedy moją uwagę ponownie przykuła cela B12. Musiałam sprawdzić co jest w środku. Podeszłam bliżej drzwi, kiedy niespodziewanie się otworzyły. Szybko stanęłam przy ścianie, a z pomieszczenia wyszedł Starscream.

-Ile można? Najpierw Megatron każe mi przylecieć na Dark Mount, tylko po to by kazać mi ponownie przesłuchać więźnia! – jakiego znowu więźnia? – Już wolałbym żeby zgasł. Byłoby mniej roboty – Scream odszedł, a ja wykorzystałam okazję i weszłam do środka.

Pomieszczenie było ciemne. Dało się jednak zauważyć komputer z boku i jednego transformera przywieszonego energetycznymi kajdanami do sufitu. Nieznajomy miał biało – niebieski lakier z czerwonymi dodatkami. Z pleców wystawały mu drzwi a na klatce piersiowej miał światła samochodowe. Podeszłam do niego trochę bliżej. Wtedy zobaczyłam, że jego pierś jest porysowana, możliwe nawet, że szponami Starscream’a. Miał zamknięte oczy, a z ust wyciekał mu jakiś niebieski płyn. Najbardziej zdziwił mnie jego znak. Nie był to bowiem znak Decepticona. Różnił się od niego i to bardzo.

Niespodziewanie nieznajomy otworzyło oczy. Patrzał na mnie ze zdziwieniem, dokładnie tak, jak ja na niego. Nic nie mówiliśmy, ale ktoś musiał w końcu zrobić pierwszy krok.

-Kim jesteś? –zapytałam. Miałam wrażenie, że nieznajomy zbiera w sobie wszystkie siły, które mu pozostały by mi odpowiedzieć.

-Nazywam się Smokescreen i jestem Autobotem – on…jest…Autobotem! – Moja kapsuła…rozbiła się na tej planecie. Zostałem pojmany – był dobry, wiedziałam to. Musiałam mu pomóc.

-Jak cię z tego uwolnić?

-Na kokpicie…jest przycisk – podbiegłam do komputera, który na szczęście znajdował się niżej niż ten ostatni. Zrobiłam rozbieg, odbiłam się od ściany i wskoczyłam na niego. Teraz jednak musiałam znaleźć właściwy przycisk, a tych było tu wiele.

-Który przycisk?

-Czerwony – wreszcie znalazłam okrągły, czerwony przycisk. Nacisnęłam go, a Smokescreen upadł na ziemię. Zeskoczyłam z kokpitu i podbiegłam do niego. Bot szybko się podniósł i uśmiechnął się do mnie – Dziękuję ci.

-Nie ma sprawy. Ale teraz ty musisz pomóc mi uwolnić przyjaciół – Smoke pokiwał porozumiewawczo głową, wziął mnie za ręce i wybiegł z pomieszczenia. Następnie weszliśmy do windy – Piętro niżej, cela A15 – zjechaliśmy w dół, a następnie pobiegliśmy prosto do celi, gdzie trzymali przyjaciół. Smokescreen wystrzelił ze swojego blastera w drzwi, w których zrobiła się wielka dziura. Bot postawił mnie na ziemi, a ja weszłam do środka. Na szczęście wszyscy byli cali i zdrowi.

-Ellie! – zawołała uradowana Miko i rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam ją, a w tym czasie Jack i Raf do nas dołączyli.

-Chodźcie. Nie mamy wiele czasu – wyszliśmy na zewnątrz. Zaczęłam szukać Smokescreena. Bot majstrował coś przy komputerze – Nie bójcie się. To Autobot.

-Ale co robi tu Autobot? – zapytał z niedowierzaniem Jack.

-To on siedział w celi B12. Chodźcie – podbiegliśmy do Smoke, który nadal robił coś przy komputerze – Cokolwiek robisz, lepiej się pośpiesz. Cony w końcu się skapnął, że brakuje im więźniów.

-Nie martw si. Już kończę – bot jeszcze przez chwilę wklikiwał jakiś kod – Udało się. Wzywam Autoboty na pomoc. Moja kapsuła rozbiła się na planecie zwanej Ziemią. Dowiedziałem się, że Decepticony zajęły tą planetę i doprowadziły ją do dużych zniszczeń. Jeśli ktokolwiek mnie słyszy, pomóżcie nam. Smokescreen bez odbioru – Smoke odszedł od komputera i zaczął się kierować w stronę windy. Pobiegliśmy za nim. Nie mogłam uwierzyć, że bot właśnie wysłał wiadomość do Autobotów. Jeśli one tu przylecą, będziemy mieli dużo większe szanse na odzyskanie Ziemi.

Weszliśmy do windy i zjechaliśmy na sam dół. Po drodze do wyjścia spotkaliśmy kilka conów, ale Smokescreen się nimi zajął. Wydostaliśmy się na zewnątrz i ruszyliśmy w stronę starego kina. W naszym mieszkaniu bot się raczej nie zmieści. Udało się nam uniknąć ogonu i bezpiecznie dotarliśmy do kryjówki.   Tam zjedliśmy późne śniadanie w postaci kilku kromek chleba. Pozwoliliśmy sobie zjeść ich po pięć, z racji długiej głodówki.  Smokescreen wyglądał już trochę lepiej, ale widać było, że nadal jest mu słabo.

-Powiedz, czy ten niebieski płyn, to energon? – zapytałam chcąc zacząć rozmowę.

-W płynnej postaci. Energon jest naszym paliwem, bez niego zgaśniemy.

-Na Ziemi jest wiele złóż energonu, ale są zajęte przez decepty – poinformował bota Raf – Czy ty, potrzebujesz go w tej chwili?

-Przydałby się, ale wytrzymam – spojrzałam na niego z żalem. Cierpiał i to bardzo. Nie wiem jak Decepticony mogą krzywdzić, nawet własną rasę.

-Tak w ogóle, to jestem Ellie. To jest Miko, Raf to ten mądry, a Jack poważny.

-Miło mi was poznać.

-Powiedz Smoke – zabrała głos Miko – Jak znalazłeś się na Ziemi.

-Cóż, jeszcze na Cybertronie, podczas wojny, zostałem pojmany podczas ataku na Jakon, czyli wielkie archiwum naszej planety. Tam straciłem przytomność, a obudziłem się na statku conów. Skorzystałem z nieuwagi strażnika i dostałem się do kapsuły. Decepty od dawna musiały interesować się ziemią, bo do kapsuły były już wpisane współrzędne. Zapadłem w stan hibernacji, bo podróż była bardzo długa. Ocknąłem się dopiero kiedy twardo wylądowałem na Ziemi. Niestety nie otrzymałem zbyt miłego komitetu powitalnego.

-Myślisz, że reszt botów przybędzie? – zapytał Jack.

-Mam taką nadzieję. Przydałyby się nam posiłki. Najbardziej liczę na pomoc któregoś z Prime’ów.

-Kogo? – zapytaliśmy jednocześnie.

-Prime’owie to nasi przywódcy. Są najmądrzejsi, najlepiej walczą i nigdy się nie poddają. Nie poznałem, żadnego osobiście, ale słyszałem, że są niesamowici – odwróciłam wzrok. Prime naprawdę by się nam przydał – Powiedzcie, od kiedy trwa inwazja?

-Zakłada się, że 14 lipca 2005 roku – opowiedziałam – Podejrzewamy jednak, że Decepticony były na Ziemi już wcześniej. Przygotowywały się do ataku. Za niecały miesiąc minie dziesięć lat od jej rozpoczęcia.

-Bardzo wam współczuję. Kiedy Autoboty przybędą, razem odzyskamy wasz dom. Obiecuję – uśmiechnęłam się do Smoke’a. Wydawał się naprawdę dobry.

-Trzeba go pokazać buntownikom – odezwał się Jack – Byłby wspaniałą bronią.

-Nie używaj słowa broń, Jack – upomniałam go – Zapamiętaj, że on nas uratował. Byłby wspaniałym „sojusznikiem” – podkreśliłam ostatnie słowo, a Jack odwrócił wzrok – Ale zgadzam się, Ruch Oporu powinien cię zobaczyć – zwróciłam się do bota.

-To tacy wasi bohaterowie?

-W pewnym sensie – zaczęła wyjaśnienia Miko – Ruch tworzą ludzie, którzy chcieli się postawić Decepticonom. To żadni żołnierze, choć potrafią walczyć. Często dobijają więźniów z obozów pracy, albo wysadzają transporty broni.

-Może oni mają trochę energonu – Raf mógł mieć rację.

-Pójdziemy do nich jutro. Dziś jest za późno, decepty mogą nas szukać. Odpocznijcie, prześpijcie się. Jutro poznacie kryjówkę Ruchu.

Jack położył się spać pierwszy. Podczas pobytu u conów pewnie nie zmrużył oka. Raf padł drugi. Miko jeszcze trochę rozmawiała ze Smokescreen’em, a w swoim czasie i ona odpłynęła.

Podeszłam do bota, usiadłam na ziemi i oparłam się o jego nogę.

-Zawdzięczam ci życie – odezwał się.

-Tak jak ja tobie. Kto wie, co Decepticony by nam zrobiły.

-Cony od zawsze interesowały się eksperymentami na żywych organizmach. Są w tym prawdziwymi specami. Ale uwierz mi, da się ich załatwić. Po prostu potrzebujemy… - urwał – Lidera.

Smokescreen miał racje. Bez odpowiedniego przywódcy, zdolnego przeprowadzić atak. Nie mamy szans.  Oby pojawił się tu któryś z tych Prime’ów. Jeśli są choć w połowie tak dobrzy, jak mówi Smoke, to właśnie ich nam potrzeba.

-Prześpij się mała. Zasługujesz na odpoczynek – uśmiechnęłam się do bota. Następnie usiadłam na jednym z foteli, a po chwili usnęłam.

1 komentarz: