niedziela, 18 października 2015

Rozdział VI - Pertraktacje


Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne pobojowisko.

Suzanne Collins

1 lipiec 2015 rok.

Jeden wielki huk wybudził nas z głębokiego snu. Szybko stanęłam na równe nogi i obejrzałam wszystko dookoła. To nie trzęsienie ziemi, atak rakietowy ani lunatykujący Smokescreen. Co więc się stało.

-Miko, chodź ze mną na zewnątrz. Sprawdzimy co się stało – dziewczyna westchnęła i wolno powlekła się za mną.

Wyszłyśmy na zewnątrz, ale nie zauważyłyśmy niczego podejrzanego. Niczego oprócz kłęby dymu unoszącej się nad dawnym szpitalem. Czyżby coś tam spadło? Jeśli to Autoboty, to musimy dostać się tam przed Decepticonami.

-Miko, biegnisz szybko po resztę. Już! – dziewczyna wbiegła do środka, a minutę później wszyscy byli na zewnątrz. Smoke transformewał się i zawiózł nas na miejsce zdarzenia.

Nie myliłam się. Tam, gdzie kiedyś był szpital, teraz znajdowała się wielka dziura, w niej biały statek z czerwonymi i zielonymi pasami. Na statku znajdował się symbol Autobotów. Nikt jednak z niego nie wychodził.

-Może są ranni – powiedział Raf.

-Albo zamroczeni po lądowaniu – dodał Jack – Nie sądzę, żeby cony ot tak pozwoliły im wlecieć na Ziemię.

Nagle ze statku zaczęły wydobywać się dźwięki. Ktoś najwyraźniej próbował otworzyć właz.

-Wstawaj Bulk i pomóż mi z tym! – odezwał się ktoś ze środka.

-Staram się Jackie, ale jakbyś nie zauważył wylądowałem na głowę! – odpowiedział mu drugi. W tym samym momencie właz odleciał, a ze statku wyszedł pierwszy bot.

Miał biały lakier z czerwonymi i zielonymi pasami, podobnie jak na statku. Na plechach miał dwie katany. Niedługo po nim ze środka wygramolił się drugi. Był wyraźnie masywniejszy od białego i miał zielony lakier.

-No, nie było aż tak źle – zielony bot walnął drugiego w ramię.

-Żartujesz sobie?! Zestrzelili nas!

-Ale przeżyliśmy! Czego chcesz więcej?! – musiałam skrócić tę kłótnię. Podeszłam bliżej botów, a za mną reszta drużyny.

-Jak w ogóle mogłeś się dać tak łatwo zestrzelić?!

-Przepraszam! – krzyknęłam – Czy możecie się na chwilę uciszyć? – boty spojrzały na mnie ze zdziwieniem.

-Radzę jej posłuchać – odezwał się Smoke.

-Hej, to ty wysłałeś wiadomość – biały bot podszedł bliżej i tyrpnął Smokescreen’a w ramię – Masz świetne wyczucie czasu. Akurat zaczynało mi się nudzić. Jestem Wheiljack, a ten maruda to Bulkhead.

-Nie jestem marudą!

-Mówi, że miło cię poznać – Miko zaśmiała się.

-Jestem Smokescreen. Dziękuję za przybycie – Bulkhead dołączył do nas.

-No, to gdzie Arcee i Cliffjumper? – teraz to my spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem – Mieliśmy się tu spotkać.

-Może ja to wyjaśnię. Kiedy wchodziliśmy w Ziemski Układ Słoneczny nawiązaliśmy kontakt z dwójką botów, które również przybyły, by wam pomóc. Umówiliśmy się w tym miejscu, ale najwyraźniej musieli zboczyć z kursu.

-No to niedobrze – odezwał się Jack – Decepticony już ich pewnie znalazły.

-Zawiadomimy Ruch Oporu? – zapytał Raf, a ja się przez chwilę zastanowiłam. Może buntownicy będą wiedzieć, gdzie wylądowały pozostałe boty.

-Ja im powiem. Może wykryli jakieś wstrząsy i powiedzą nam, gdzie są Arcee i Cliffjumper.

-Będą chcieli zapłaty – Miko dobrze mówi.

-Spróbuję ich jakoś przekonać, by się z nią wstrzymali. Jedźcie z botami do kina. Smoke, zawieziesz mnie do Ruchu?

-Jasne – Smokescreen transformował się, a ja wsiadłam do niego. Po chwili bot ruszył.

Do bazy buntowników zajechaliśmy w kilka minut. Tym razem powitanie było dużo milsze. Mogłam wejść do fabryki bez obstawy, a Smoke razem ze mną. Co prawda buntownicy patrzyli na nas z ukosa, ale mnie to nie obchodziło. W głównym hangarze spotkałam Vince’a.

-Muszę się widzieć z Fowlerem – oznajmiłam, a on się zaśmiał.

-Myślisz, że możesz ot tak wydawać rozkazy? Fowler nie przyjmuje gości chyba, że…

-Vince! – usłyszeliśmy głos Sierry. Dziewczyna stała niedaleko nas ze skrzyżowanymi rękami – Fowler na nią czeka – puściłam chłopakowi wredny uśmiech, a on odwrócił się i zaklął pod nosem – Chodź, zaprowadzę cię – Sierra ruchem ręki kazała pójść za nią. Tak też postąpiłam, ale przed tym zwróciłam się do Smoke’a.

-Zostań tu. Jeśli chcieliby ci coś zrobić, daj im porządnie w kość.

-Ma się rozumieć.

Czerwono włosa zaprowadziła mnie do małego, ciemnego pomieszczenia. Prawie nic nie widziałam, dopóki ktoś nie zaświecił światła. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do jasności, mogłam obejrzeć pokój. Ściany były dokładnie takie same jak w całej fabryce, szare i betonowe. Na środku pomieszczenie stało metalowe biurko i krzesła po oby dwóch stronach. Na jednym z nich siedział Fowler. Usiadłam naprzeciw niego nie czekając na zaproszenie.

-Nasze czujniki wykryły dwa wstrząsy – zaczął od razu – Z tego co zrelacjonowali moi zwiadowcy zgaduję, że jeden z nich już odkryliście – pokiwałam twierdząco głową – Były w nim Autoboty.

-Przyleciały nam pomóc, tak jak wcześniej mówiłam.

-Ile?

-To teraz nie jest ważne. Przyszłam, bo jestem ciekawa gdzie jest drugi statek – mężczyzna uśmiechnął się.

-Jeśli zdradzę ci jego lokalizację, co otrzymam w zamian? – a jednak, chce zapłaty. Niestety w tym momencie nie mam mu co zaoferować – Czekam na odpowiedź.

-A czego byś żądał? – Fowler zaśmiał się.

-Dobrze wiesz czego.

-Nie dostaniesz Smokescreen’a. Chyba, że po moim trupie –zachowałam kamienną twarz.

-Ellie, obudź się. To tylko i wyłącznie maszyna.

-Mówiłam ci, że masz go tak nie nazywać! – ze złości uderzyłam pięścią w blat, najmocniej jak umiałam. Byłam pewna, że ręka będzie mnie po tym boleć, w końcu biurko wykonane jest z metalu. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy po mojej pięści zostało wgniecenie.

-Nie wyglądasz na taką silną – bo nie jestem. Ale co mam mu powiedzieć? Ostatnio oczy zaświeciły mi się na fioletowo? Od razu zamknąłby mnie w jakiejś klatce. Dlatego i teraz zachowałam kamienną twarz.

-Pozory często mylą.

-Czyżby? – spojrzał na mnie podejrzliwie – Powiem ci gdzie spadł statek, ale jeśli tam wyruszysz, to z moim człowiekiem – chce nas mieć na oku, to zrozumiałe.

-Zgoda. Gdzie spadli?

-W Nowym Yorku – cholera! To tam znajduje się główna siedziba Megatrona, Dark Mount. Zakładam, że boty już siedzą w celach i są przesłuchiwane – Wyruszy z wami mój najlepszy człowiek i zastępca, Silas. To były komandos, przyda się wam. Tak jak broń i to porządna. 

-Czy ty właśnie zaoferowałeś mi dodatkową pomoc? – Fowler uśmiechnął się.

-Bądź co bądź robicie to dla kraju, a ty jesteś dla mnie bardzo wartościowym sprzymierzeńcem. Nie chcę cię stracić. Sierra już przygotowuje dla was paczkę. Jest tam broń i kombinezony. Silas spotka się z wami jutro rano, wtedy wyjedziecie.

-Nie, musimy wyjechać już dzisiaj, jak najszybciej. Będziemy miękli większe szanse, że boty wciąż żyją.

-Droga zajmie wam całą noc. O zmierzchu wyjedziecie.

-Zgoda. W takim razie do zobaczenia następnym razem.

Wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Zaraz za drzwiami czekała Sierra z wielkim kartonowym pudłem. Podała mi je i uśmiechnęła się.

-Jest trochę ciężkie, ale nic dziwnego. Masz tam sporo broni – dziwne było to, że pudło w cale nie było ciężkie – Powodzenia.

-Nie dziękuję – uśmiechnęłam i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Przeszłam przez cały hangar, aż dotarłam do Smokescreen’a. Położyłam pudło na jego tylnym siedzeniu, a następnie zajęłam fotel pasażera.

-I jak poszło?

-Dobrze…nawet. Boty spadły w Nowym Yorku. Fowler uparł się, żeby jechał z nami jego człowiek. Chce nas przypilnować, ale to my będziemy musieli pilnować jego. Wyruszamy o zmierzchu, więc musimy się pośpieszyć. 

Smoke pojechał, a kiedy dotarliśmy do bazy wszystko wszystkim wyjaśniłam. Miko nie bardzo była zadowolona faktem, że ktoś z nami jedzie, ale w końcu jej  przeszło. Jakąś godzinę przed zmierzchem zaczęliśmy się szykować. Nasze kombinezony były takie same jak te, które noszą Sierra i Vince. Ubraliśmy się i wzięliśmy broń. Co prawda nikt z nas tak naprawdę nie wie jak z niej korzystać, ale musimy chociaż spróbować. Ja wzięłam dla siebie dwa najzwyklejsze pistolety i zestaw noży. Jack zdecydował się na pistolet maszynowy, jedyny jaki dostaliśmy i pistolet. Raf wziął jedynie zestaw noży, a Miko odstawiła niezłą popisówkę. Dostaliśmy też jeden łuk sportowy i kilkanaście strzał. Łub był trochę zniszczony, ale się nadawał. Miko powiedziała nam, że kiedy była mała rodzice uczyli ją strzelać z tej broni. Dlatego też ona wzięła łuk, strzały i pistolet.

Dokładnie o zmierzchu przed budynkiem kina pojawił się wysoki i umięśniony, ale starszy mężczyzna. Miał siwe włosy, brązowe oczy i bliznę przecinającą oko. Był ubrany w pełny, gumowy kombinezon. Miał przy sobie spory ekwipunek w postaci broni maszynowej, kilku zwykłych pistoletów i noży.

-Jeśli chcemy zdążyć przed wschodem, musimy ruszać – facet chyba nie ma poczucia humoru. Nie odezwaliśmy się do niego i zajęliśmy nasze miejsca. Silas i Jack wsiedli do Wheiljacka, który zeskanował Lancie New Stratos Concept  z komputera naszego geniusza, a Miko i Raf do Bulkheada transformującego się w ATV. Ja wsiadłam do Smoke’a, Po chwili ruszyliśmy, a ja postanowiłam się przespać. Nie wiadomo, co nas jutro czeka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz