Nie mogę
uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne
pobojowisko.
Suzanne Collins
1 lipiec
2015 rok.
Jeden wielki
huk wybudził nas z głębokiego snu. Szybko stanęłam na równe nogi i obejrzałam
wszystko dookoła. To nie trzęsienie ziemi, atak rakietowy ani lunatykujący
Smokescreen. Co więc się stało.
-Miko, chodź
ze mną na zewnątrz. Sprawdzimy co się stało – dziewczyna westchnęła i wolno
powlekła się za mną.
Wyszłyśmy na
zewnątrz, ale nie zauważyłyśmy niczego podejrzanego. Niczego oprócz kłęby dymu
unoszącej się nad dawnym szpitalem. Czyżby coś tam spadło? Jeśli to Autoboty,
to musimy dostać się tam przed Decepticonami.
-Miko,
biegnisz szybko po resztę. Już! – dziewczyna wbiegła do środka, a minutę
później wszyscy byli na zewnątrz. Smoke transformewał się i zawiózł nas na
miejsce zdarzenia.
Nie myliłam
się. Tam, gdzie kiedyś był szpital, teraz znajdowała się wielka dziura, w niej
biały statek z czerwonymi i zielonymi pasami. Na statku znajdował się symbol
Autobotów. Nikt jednak z niego nie wychodził.
-Może są
ranni – powiedział Raf.
-Albo
zamroczeni po lądowaniu – dodał Jack – Nie sądzę, żeby cony ot tak pozwoliły im
wlecieć na Ziemię.
Nagle ze
statku zaczęły wydobywać się dźwięki. Ktoś najwyraźniej próbował otworzyć właz.
-Wstawaj
Bulk i pomóż mi z tym! – odezwał się ktoś ze środka.
-Staram się
Jackie, ale jakbyś nie zauważył wylądowałem na głowę! – odpowiedział mu drugi.
W tym samym momencie właz odleciał, a ze statku wyszedł pierwszy bot.
Miał biały
lakier z czerwonymi i zielonymi pasami, podobnie jak na statku. Na plechach
miał dwie katany. Niedługo po nim ze środka wygramolił się drugi. Był wyraźnie
masywniejszy od białego i miał zielony lakier.
-No, nie
było aż tak źle – zielony bot walnął drugiego w ramię.
-Żartujesz
sobie?! Zestrzelili nas!
-Ale
przeżyliśmy! Czego chcesz więcej?! – musiałam skrócić tę kłótnię. Podeszłam
bliżej botów, a za mną reszta drużyny.
-Jak w ogóle
mogłeś się dać tak łatwo zestrzelić?!
-Przepraszam!
– krzyknęłam – Czy możecie się na chwilę uciszyć? – boty spojrzały na mnie ze
zdziwieniem.
-Radzę jej
posłuchać – odezwał się Smoke.
-Hej, to ty
wysłałeś wiadomość – biały bot podszedł bliżej i tyrpnął Smokescreen’a w ramię
– Masz świetne wyczucie czasu. Akurat zaczynało mi się nudzić. Jestem
Wheiljack, a ten maruda to Bulkhead.
-Nie jestem
marudą!
-Mówi, że
miło cię poznać – Miko zaśmiała się.
-Jestem
Smokescreen. Dziękuję za przybycie – Bulkhead dołączył do nas.
-No, to
gdzie Arcee i Cliffjumper? – teraz to my spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem –
Mieliśmy się tu spotkać.
-Może ja to
wyjaśnię. Kiedy wchodziliśmy w Ziemski Układ Słoneczny nawiązaliśmy kontakt z
dwójką botów, które również przybyły, by wam pomóc. Umówiliśmy się w tym
miejscu, ale najwyraźniej musieli zboczyć z kursu.
-No to
niedobrze – odezwał się Jack – Decepticony już ich pewnie znalazły.
-Zawiadomimy
Ruch Oporu? – zapytał Raf, a ja się przez chwilę zastanowiłam. Może buntownicy
będą wiedzieć, gdzie wylądowały pozostałe boty.
-Ja im
powiem. Może wykryli jakieś wstrząsy i powiedzą nam, gdzie są Arcee i Cliffjumper.
-Będą
chcieli zapłaty – Miko dobrze mówi.
-Spróbuję
ich jakoś przekonać, by się z nią wstrzymali. Jedźcie z botami do kina. Smoke,
zawieziesz mnie do Ruchu?
-Jasne –
Smokescreen transformował się, a ja wsiadłam do niego. Po chwili bot ruszył.
Do bazy
buntowników zajechaliśmy w kilka minut. Tym razem powitanie było dużo milsze.
Mogłam wejść do fabryki bez obstawy, a Smoke razem ze mną. Co prawda buntownicy
patrzyli na nas z ukosa, ale mnie to nie obchodziło. W głównym hangarze
spotkałam Vince’a.
-Muszę się
widzieć z Fowlerem – oznajmiłam, a on się zaśmiał.
-Myślisz, że
możesz ot tak wydawać rozkazy? Fowler nie przyjmuje gości chyba, że…
-Vince! –
usłyszeliśmy głos Sierry. Dziewczyna stała niedaleko nas ze skrzyżowanymi
rękami – Fowler na nią czeka – puściłam chłopakowi wredny uśmiech, a on
odwrócił się i zaklął pod nosem – Chodź, zaprowadzę cię – Sierra ruchem ręki
kazała pójść za nią. Tak też postąpiłam, ale przed tym zwróciłam się do
Smoke’a.
-Zostań tu.
Jeśli chcieliby ci coś zrobić, daj im porządnie w kość.
-Ma się
rozumieć.
Czerwono
włosa zaprowadziła mnie do małego, ciemnego pomieszczenia. Prawie nic nie
widziałam, dopóki ktoś nie zaświecił światła. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się
do jasności, mogłam obejrzeć pokój. Ściany były dokładnie takie same jak w
całej fabryce, szare i betonowe. Na środku pomieszczenie stało metalowe biurko
i krzesła po oby dwóch stronach. Na jednym z nich siedział Fowler. Usiadłam
naprzeciw niego nie czekając na zaproszenie.
-Nasze
czujniki wykryły dwa wstrząsy – zaczął od razu – Z tego co zrelacjonowali moi
zwiadowcy zgaduję, że jeden z nich już odkryliście – pokiwałam twierdząco głową
– Były w nim Autoboty.
-Przyleciały
nam pomóc, tak jak wcześniej mówiłam.
-Ile?
-To teraz
nie jest ważne. Przyszłam, bo jestem ciekawa gdzie jest drugi statek –
mężczyzna uśmiechnął się.
-Jeśli
zdradzę ci jego lokalizację, co otrzymam w zamian? – a jednak, chce zapłaty.
Niestety w tym momencie nie mam mu co zaoferować – Czekam na odpowiedź.
-A czego byś
żądał? – Fowler zaśmiał się.
-Dobrze
wiesz czego.
-Nie
dostaniesz Smokescreen’a. Chyba, że po moim trupie –zachowałam kamienną twarz.
-Ellie,
obudź się. To tylko i wyłącznie maszyna.
-Mówiłam ci,
że masz go tak nie nazywać! – ze złości uderzyłam pięścią w blat, najmocniej
jak umiałam. Byłam pewna, że ręka będzie mnie po tym boleć, w końcu biurko
wykonane jest z metalu. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy po mojej pięści
zostało wgniecenie.
-Nie
wyglądasz na taką silną – bo nie jestem. Ale co mam mu powiedzieć? Ostatnio
oczy zaświeciły mi się na fioletowo? Od razu zamknąłby mnie w jakiejś klatce.
Dlatego i teraz zachowałam kamienną twarz.
-Pozory
często mylą.
-Czyżby? –
spojrzał na mnie podejrzliwie – Powiem ci gdzie spadł statek, ale jeśli tam
wyruszysz, to z moim człowiekiem – chce nas mieć na oku, to zrozumiałe.
-Zgoda.
Gdzie spadli?
-W Nowym
Yorku – cholera! To tam znajduje się główna siedziba Megatrona, Dark Mount.
Zakładam, że boty już siedzą w celach i są przesłuchiwane – Wyruszy z wami mój
najlepszy człowiek i zastępca, Silas. To były komandos, przyda się wam. Tak jak
broń i to porządna.
-Czy ty
właśnie zaoferowałeś mi dodatkową pomoc? – Fowler uśmiechnął się.
-Bądź co
bądź robicie to dla kraju, a ty jesteś dla mnie bardzo wartościowym
sprzymierzeńcem. Nie chcę cię stracić. Sierra już przygotowuje dla was paczkę.
Jest tam broń i kombinezony. Silas spotka się z wami jutro rano, wtedy
wyjedziecie.
-Nie, musimy
wyjechać już dzisiaj, jak najszybciej. Będziemy miękli większe szanse, że boty
wciąż żyją.
-Droga
zajmie wam całą noc. O zmierzchu wyjedziecie.
-Zgoda. W
takim razie do zobaczenia następnym razem.
Wstałam i
wyszłam z pomieszczenia. Zaraz za drzwiami czekała Sierra z wielkim kartonowym
pudłem. Podała mi je i uśmiechnęła się.
-Jest trochę
ciężkie, ale nic dziwnego. Masz tam sporo broni – dziwne było to, że pudło w
cale nie było ciężkie – Powodzenia.
-Nie
dziękuję – uśmiechnęłam i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Przeszłam przez cały
hangar, aż dotarłam do Smokescreen’a. Położyłam pudło na jego tylnym siedzeniu,
a następnie zajęłam fotel pasażera.
-I jak
poszło?
-Dobrze…nawet.
Boty spadły w Nowym Yorku. Fowler uparł się, żeby jechał z nami jego człowiek.
Chce nas przypilnować, ale to my będziemy musieli pilnować jego. Wyruszamy o
zmierzchu, więc musimy się pośpieszyć.
Smoke pojechał,
a kiedy dotarliśmy do bazy wszystko wszystkim wyjaśniłam. Miko nie bardzo była
zadowolona faktem, że ktoś z nami jedzie, ale w końcu jej przeszło. Jakąś godzinę przed zmierzchem
zaczęliśmy się szykować. Nasze kombinezony były takie same jak te, które noszą
Sierra i Vince. Ubraliśmy się i wzięliśmy broń. Co prawda nikt z nas tak
naprawdę nie wie jak z niej korzystać, ale musimy chociaż spróbować. Ja wzięłam
dla siebie dwa najzwyklejsze pistolety i zestaw noży. Jack zdecydował się na
pistolet maszynowy, jedyny jaki dostaliśmy i pistolet. Raf wziął jedynie zestaw
noży, a Miko odstawiła niezłą popisówkę. Dostaliśmy też jeden łuk sportowy i
kilkanaście strzał. Łub był trochę zniszczony, ale się nadawał. Miko
powiedziała nam, że kiedy była mała rodzice uczyli ją strzelać z tej broni.
Dlatego też ona wzięła łuk, strzały i pistolet.
Dokładnie o
zmierzchu przed budynkiem kina pojawił się wysoki i umięśniony, ale starszy
mężczyzna. Miał siwe włosy, brązowe oczy i bliznę przecinającą oko. Był ubrany
w pełny, gumowy kombinezon. Miał przy sobie spory ekwipunek w postaci broni
maszynowej, kilku zwykłych pistoletów i noży.
-Jeśli
chcemy zdążyć przed wschodem, musimy ruszać – facet chyba nie ma poczucia
humoru. Nie odezwaliśmy się do niego i zajęliśmy nasze miejsca. Silas i Jack
wsiedli do Wheiljacka, który zeskanował Lancie New Stratos Concept z komputera naszego geniusza, a Miko i Raf do
Bulkheada transformującego się w ATV. Ja wsiadłam do Smoke’a, Po chwili
ruszyliśmy, a ja postanowiłam się przespać. Nie wiadomo, co nas jutro czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz