sobota, 10 października 2015

Rozdział V - Gdy Cię zobaczyłam


Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś.

Antoine de Saint-Exupéry

25 czerwiec 2015 rok.

Z samego rana wybraliśmy się do siedziby Ruchu. Były nią fabryki dawniej używane do produkcji części samochodowych. Buntownicy chcieliby je dalej produkować, ale do tego jest potrzebny prąd.

Muszę przyznać, że Smoke mocno nas spowalnia. Musieliśmy przejść okrężną drogą żeby nikt go nie zauważył. Nie obraziłabym się, gdyby umiał się zmniejszyć. W dodatku jest osłabiony i coraz trudniej jest się mu poruszać. Oby Ruch miał energon, inaczej możemy go stracić.

Kiedy w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce, nie przywitana nas tak, jak się spodziewałam. Buntownicy ubrani w czarne kombinezony okrążyli nas i wycelowali broń w Smokescreen’a. Nie zwracali uwagi na moje krzyki „Nie strzelać!” albo „To przyjaciel!”. Pewnie zastrzeliliby go na miejscu, gdy do akcji nie wkroczyła Sierra.

-Stop! – zawołała, a wszyscy buntownicy rozstąpili się robiąc jej miejsce. Dziewczyna była postawiona wyżej niż oni. Czerwono włosa podeszła do nas i zażądała wyjaśnień.

Kiedy opowiedziałam jej wszystko, zaczęła się obawiać, że zwyczajnie nas wyśmieje. Ona jednak słuchała uważnie każdego słowa, następnie poinformowała, że przesłane pliki bardzo się im przydadzą i podziękowała. Co do Smokescreen’a, musiała zasięgnąć rady ich przywódcy.

Weszliśmy w głąb fabryki. Vince przyniósł nam jedną niebieską kostkę, mieszczącą się w dwóch rękach. Smoke powiedział, że trzeba skroplić energon, do czego chłopak od razu się zabrał. Nie ominęło się bez kłótni, pomiędzy nim, a Jackiem. Szybko ich jednak uspokoiłam. Miko i Raf byli bardzo podekscytowani wizytą w kryjówce Ruchu, bo jeszcze nigdy tu nie byli. Dla mnie to była norma.

Buntownicy dali nam jeść, a Smokescreen’owi wstrzyknęli energon. Bot od razu poczuł się lepiej. Nie wiem dlaczego, ale ja nie byłam głodna. Nie tknęłam nawet kromki chleba. Może to z nerwów, sama nie wiem.

Sierra wróciła po pół godziny. Nie była jednak sama. Obok niej stał wysoki i umięśniony mężczyzna o ciemnej skórze, czarnych włosach i brązowych oczach. Miał około czterdziestu lat i był ubrany w ciemne spodnie, bluzkę i kurtkę oraz buty wojskowe. Pierw zmierzył wzrokiem Smokescreen’a, a następnie nas. Podszedł do mnie i odezwał się.

-To ty jesteś Ellie, tak?

-Owszem, a mogę wiedzieć z kim rozmawiam?

-Wybacz mi moje maniery – mężczyzna podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam – William „Bill” Fowler – W.B.F. To jest właśnie przywódca Ruchu Oporu.

-To dla mnie wielki zaszczyt.

-Nie, to jaj jestem zaszczycony. Dzięki tobie zyskaliśmy masę Decepticońskich danych, najlepszego hakera świata i broń mogącą zniszczyć cony – czy on użył słowa broń.

-Smokescreen nie jest żadną bronią. To przyjaciel.

-Słuchaj mała. Uratował was, rozumiem. Ale to tylko maszyna – Fowler spojrzał na Smoke’a z pogardą, a ja miałam ochotę go udusić. Nie tak wyobrażałam sobie przywódcę Ruchu Oporu – Świetnie sprawdzi się w terenie. Pierw jednak sprawdzimy co ma w środku i opatentujemy jego broń – tego było już za wiele. Zauważyłam broń przypiętą do pasa mężczyzny. Chwyciłam ją i przystawiłam mu do głowy. Buntownicy automatycznie odbezpieczyli pistolety i wycelowali je we mnie.

-To ty mnie posłuchaj dupku jebany. Nie masz prawa go krzywdzić, rozumiesz? Jeśli kiedykolwiek spróbujesz go zranić, albo jeśli usłyszę słowo „broń” skierowane pod jego adresem, odstrzelę ci głowę. Zrozumiano.

-Nie znałem cię z tej strony mała.

-Bo jeszcze jej dobrze nie poznałeś – Miko wzięła moją stronę – Radzę się nie kłócić.

-Zrozumiano? – zapytałam ponownie dużo ostrzejszym tonem.

-Oczywiście – zabrałam broń i przypięłam ją z powrotem do pasa mężczyzny. Buntownicy wycofali się, a Fowler uśmiechnął się do mnie wrednie – Sierra przekazała mi informację, że wezwaliście posiłki.

-Owszem. Autoboty wkrótce tu przybędą. I na nie również nie radzę mówić „broń” – mężczyzna zaśmiał się.

-Jakże bym śmiał. No! A teraz przejdźmy do kolejnej sprawy. Wynagrodzenie. Czego żądasz w zamian za hakera i Autobota.

-Nie będzie wynagrodzenia – Jack spojrzał na mnie pytająco – Ani Raf, ani Smokescreen nie są twoją własnością. My wysłaliśmy wam pliki, wy daliście nam energon. Jeśli zamierzacie dostać się do fortecy conów, to zabieracie mnie, Miko, Jacka, Rafa i Smoke’a. Taka jest umowa – Fowler złapał się za głowę i przez chwilę zastanawiał.

-Niech ci będzie. Kiedy będziemy mieli plan wtargnięcia do Dark Mount, damy wam znać. A teraz wynoście się stąd do cholery! – odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Drużyna ruszyła za mną.

-Chodźmy Smoke. Jeśli chcemy dostać się do kina przed południem, musimy się spieszyć.

-Może nie – zatrzymałam się i spojrzałam w stronę Smokescreen’a. Patrzał w stronę jakiegoś sportowego samochodu. Chwilę później z jego oczu pojawiła się siatka elektroniczna, która zeskanowała pojazd. Niespodziewanie bot przybrał dokładnie taki sam kształt – Wsiadajcie.

Zajęłam miejsce kierowcy, Jack pasażera, a Miko i Raf usiedli z tyłu. Smokescreen ruszył z piskiem opon. Gnaliśmy jakieś sto na godzinę i kilka minut później byliśmy już na miejscu. Raf uparł się by poszukać części na komputer, więc Miko i Jack poszli razem z nim. Ja i Smokescreen zostaliśmy razem. Bot opowiadał mi jak żyło im się na Cybertronie przed wojną. To była spokojna planeta, na której panował pokój i dobrobyt. Niestety poróżniła ich arogancja i rządza władzy. Megatron stworzył Decepticony i rozpoczął wojnę. Trwała setki tysięcy ludzkich lat, a zakończyła się zniszczeniem planety.

-Dzięki, że się za mną postawiłaś – powiedział w pewnym momencie Smoke – Gdyby nie ty, pewnie robiliby na mnie testy.

-To ja cię w to wpakowałam. Nie sądziłam, że przywódca Ruchu okaże się takim dupkiem.

-Dziwi mnie jednak to, że ty jedna nie uważasz mnie za broń. Dlaczego – westchnęłam.

-W fortecy Decepticonów, kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłam, byłeś taki słaby… Widziałam, że cierpisz, a nawet umierasz. Masz uczucia, dokładnie tak jak my. Nie mogłam pozwolić Fowlerowi się skrzywdzić. Wtedy to on zachował by się jak decept. W dodatku… - urwałam – Przypomniał mi się widok rodziców. Wtedy, w fortecy.

-Co masz na myśli? – zawahałam się. Jeszcze nikomu tego nie mówiłam, a Smokescreen’a znam tylko dwa dni. Wiem jednak, że jest chyba najbardziej godną zaufania osobą jaką znam.

-To było sześć lat temu, kiedy miałam dziesięć lat. Razem z rodzicami szukałam jakiegoś schronienia. Była zimna noc, padał śnieg. Od deceptów aż się roiło. Wtedy usłyszeliśmy kroki jednego z ich. Wbiegliśmy do pierwszego lepszego budynku. Akurat było to mieszkanie. Na podłodze leżeli martwi ludzie. Tata kazał mi schować się do szafy. Tak też zrobiłam. Mama miała wejść zaraz za mną, ale cała ściana wybuchła, a do środka wszedł Decepticon. Tata osłonił mamę, ale to nic nie dało. Con strzelił w ich oboje. Upadli tuż obok mnie. Widziałam jak krew z nich upływa. Mama patrzała na mnie ze strachem w oczach. Myślę jednak, że nie bała się bo umierała, a dlatego, że zostawiała mnie samą. Chciałam krzyczeć, ale głos uwięzł mi w gardle. Kiedy con odszedł, wyszłam z ukrycia i po raz ostatni przytuliłam się do rodziców. Choć ich serca dawno przestały bić… - kilka łez spłynęło po moim policzku, ale szybko je wytarłam.

-Ellie…tak mi przykro.

-Kiedy cię zobaczyłam, rannego, zobaczyłam też ich – głos zaczął mi drżeć – Nie mogłam cię tam zostawić – nie wytrzymałam. Łzy popłynęły siurkiem. Schowałam twarz w rękach, ale to nie pomagało. Wtedy poczułam jak coś głaska mnie po głowie. Instynktownie złapałam za to. Był to palec Smoke’a. Wtuliłam się w niego i płakałam. Dawałam ujść ze mnie emocjom. I było mi dobrze. Z nim, czułam się bezpieczna…

-Już nigdy cię nie opuszczę, obiecuję. Zawsze będziemy razem i zawsze będę cię chronił. Przysięgam…

***

Czerwone oczy wpatrywały się we mnie. Nie mogłam się ruszyć lub nawet odezwać. Miałam wrażenie, że strach sparaliżował mnie całą. Oczy były coraz bliżej. Wtedy coś mnie złapało. Wielkie, srebrne szpony uniosły mnie w górę, a moim oczom ukazał się krwiożerczy uśmiech. Następnie zobaczyłam już całą sylwetkę srebrnego robota z fioletowym znakiem Decepticona na piersi. Śmiał się w głos, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.

-Jesteś…już…moja… - powiedział przerażającym głosem.

Obudziłam się z krzykiem. Byłam cała spocona i zmęczona tym koszmarem. Po raz pierwszy śnił mi się Megatron. Może to przez ostatnie wydarzenia. Byłam jednak przerażona i tego nie ukryję. Nadal słyszałam jego głos i jego słowa „Jesteś już moja”.

Wzięłam butelkę wody, wyszłam z sali i przeszłam do łazienki. Chciałam przemyć sobie twarz. Odkręciłam korek, nalałam sobie trochę na ręce i ochlapałam twarz. Następnie przejrzałam się w lustrze i o mało nie dostałam zawału. Moje oczy…stały się fioletowe. Ponownie przemyłam twarz, a kiedy znów spojrzałam w lustro oczy miały normalny, szary kolor. Może to było tylko przywidzenie. Mam taką nadzieję, bo jeśli to była prawda, to coś jest ze mną bardzo nie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz