niedziela, 27 września 2015

Rozdział III - Jak mucha w pajęczynę


 Kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.

John Ronald Reuel Tolkien

22 czerwiec 2015 rok.

Noc nadeszła bardzo szybko. Byliśmy pod wielką wieżą Decepticonów, skąd wyjeżdżały patrole oraz były wykonywane eksperymenty na ludziach. Musieliśmy czekać, bo patrol jeszcze nie wyruszył. Noc była zimna, ale wytrzymywaliśmy. Kiedy wrota prowadzące do środka się otworzyły, a konwój deceptów wyjechała zewnątrz, musieliśmy działać. Jak najciszej wbiegliśmy do środka. Znaleźliśmy się w ciemnym pomieszczeniu. Ściany jak i podłoga były czarne. Wyciągnęłam schowaną w kieszeni latarkę i trochę poświeciłam. Długi korytarz prowadził do kolejnych drzwi, ale szczęśliwie naprzeciwko nas znajdował się komputer. Był dość wysoko, więc musieliśmy zrobić wierzę. Raf dostał się na górę i zaczął hakować ich bazę danych. Ja w tym czasie postanowiłam sama dostać się na górę. Jack zaoferował się mi pomóc. Wzięłam porządny rozbieg, wskoczyłam na dłoń chłopaka, on mnie wybił, a ja złapałam się krawędzi ekranu. Wspięłam się na górę i zobaczyłam, że Raf jest już w ich bazie. Razem z nim przeglądałam pliki, a Miko i Jack stali na czatach.

Plików było multum. Od historii ich planety i rasy, przez plany budynków, po strategie wojenne. Postanowiliśmy wysłać Ruchowi plan przebudowy Ziemi na Cybertron, ich rodzinną planetę. W czasie wysyłania plików, postanowiliśmy zajrzeć do ich genezy. Był to duży plik tekstowy, tyle że w ich języku.

-Raf, potrafisz to przeczytać? – zapytałam.

-Po części.

-To czytaj! – wrzasnęła Miko, stanowczo za głośno – Tylko na głos!

-Miko! – upomniał ją Jack dużo ciszej – Nie tak głośno, bo nas usłyszą – dziewczyna pokazała mu język, a kiedy już się uspokoiła, Raf zaczął czytać.

-Rasa Cybertronian pochodzi z Planety Cybertron i liczy ponad pięćset miliardów lat.  Planeta jest całkowicie mechaniczna, a źródłem życia na niej jest Primus, czyli jądro Cybertronu.

-Gdybym właśnie nie znajdowała się na statku obcych, powiedziałabym, że to niezły żart – Miko nie traci poczucia humoru.

-Piszą to jeszcze o konflikcie na Cybertronie. Jedna rasa została poróżniona i tak narodziły się Decepticony i Autoboty, walczące głównie o zasoby paliwa i władzę na planecie.

-Czekaj, czekaj  - zatrzymałam chłopaka – Czyli mówisz, że są jeszcze dobre transformery?

-Na to by wychodziło. Tu też pisze, że ich paliwo, energon został wysłany na wiele planet, w tym Ziemię. Pewnie głównie dlatego tu przybyli.

-Ale to oznacza, że Autoboty również mogą tu przylecieć! – uniósł się Jack.

-Jakieś szanse są, ale marne – wolałam nie robić sobie nadziei – Jeśli miałyby tu przylecieć, to zrobiłyby to dawno temu.

-Nie bądź taką pesymistką – Miko skrzyżowała ręce i odwróciła się ode mnie obrażona.

-Pesymistka, ja? – położyłam dłoń na piersi – A kto wymyślił ten szalony plan? Myślę optymistycznie, ale raczej jestem realistką.

-Mów co chcesz – westchnęłam.

-Dobra Raf, co tam jeszcze masz?

-Głównie to plany przebudowy Ziemi, które właśnie się przesłały. Wyślę im jeszcze ich strategie wojenne.

-A piszą coś może, jak załatwia się transformery?

-Nie, ale ciekawi mnie jedna rzecz. W tej fortecy nie ma więzienia, tak pokazuje plan, więc co się mieści w celi B12?

-Może ludzie? – Jack może mieć rację – Tu są w końcu laboratoria i muszą gdzieś trzymać obiekty doświadczeń.

-Yyy, jak to tak mówisz, to aż mam ciarki – czarnowłosa udała, że obgryza paznokcie.

-Ile to jeszcze potrwa?

-Jakieś pięć minut. To duży plik. Jeśli nic nie będziemy przeglądać, pójdzie szybciej.

-Świetnie. W takim razie zaczekajmy.

Ja i Raf czekaliśmy w ciszy. Miko natomiast cały czas przekomarzała się z Jackiem. To robiło się denerwujące. Grunt, że dziewczyna nie unosiła głosu. Inaczej pewnie już bylibyśmy martwi.

Wysyłanie już się kończyło, kiedy usłyszeliśmy kroki. Były bardzo głośne i z pewnością nie ludzkie. Szybko zeskoczyłam z Rafem z komputera i wyjrzałam za róg ściany. Tak jak myślałam. Dwoje strażników. Mieli czarno – fioletowy lakier i czerwone oczy. To najzwyklejsi żołnierze Megatrona. Są głupi, ale i tak ciężko ich pokonać. Zwłaszcza, kiedy nie ma się broni.

Schowaliśmy się za komputer, ale chyba na niewiele się nam to zdało. Cony z łatwością nas dostrzegły. Uruchomiły swoje blastery i wycelowały w nas. Nie mieliśmy dokąd uciec. Każdy z nich wziął po dwoje z nas i ruszył w głąb korytarza. Przeszliśmy przez drzwi, a następnie wjechaliśmy windą na wyższe piętro. Ani wrzaski Miko typu „Wypuście nas”, ani walenie Jacka o łapę cona nic nam nie dały. Podziwiam jednak ich determinację.

Zatrzymaliśmy się chyba na dwudziestym piętrze. Cony wyszły z windy, a następnie weszły do pokoju oznaczonego A15. Czyżby kolejna cela. Możliwe, że decepty naprawdę trzymają tu ludzi, ale w razie próby ratunku wolą nie zaznaczać cel w planach. Decepticony położyły nas na ziemi, a następnie wyszły na zewnątrz. Drzwi się zamknęły i nic nie mogło ich otworzyć. Pomieszczenie nie miało okien, więc o ucieczce nie było mowy.

-I jak tam realistko? – zapytała wrednie Miko – Wymyśliłaś jakiś nowy, szalony plan?

-Ej, a kto mówił, że lubi szalone plany?!

-To było dawno i nieprawda!

-Ej, dziewczyny, przestańcie! – uspokoił nas Jack. Miko odwróciła się ode mnie, a ja oparłam się o ścianę – Naprawdę zamierzacie tu tak siedzieć.

-Stąd nie ma wyjścia – powiedziałam pod nosem.

-W zasadzie jest, ale nie takie, z którego możemy skorzystać – Raf jakoś nie bardzo nas pocieszył – Może powinniśmy trzymać się planu? Jak wejdzie tu jakiś con, po prostu mu zwiejemy.

-I co niby dalej? Nie otworzymy głównych drzwi, a patrol pewnie zaraz wróci – chłopak spuścił głowę i podobnie jak ja oparł się o ścianę i usiadł na ziemi.

-Przynajmniej Ruch dostał plany. Może jakoś uda się im wygrać tę wojnę.

Nie wiem ile czasu siedzieliśmy w tej celi, ale ciągnęło się to w nieskończoność. Miko i Rafowi udało się usnąć, ale ja i Jack nie zmrużyliśmy oka. Cały czas  myślałam o torturach, jakie najpewniej zgotują nam cony. Może przerobią nas na swoje androidy, a może po prostu nas poszatkują. Opcji jest bardzo wiele.

Niespodziewanie drzwi do celi się otworzyły, a przez nie wszedł jeden ze strażników. Zaczął oglądać każdego z nas, aż jego wzrok zatrzymał się na mnie. Podszedł bliżej, chwycił mnie i podniósł, a następnie zaczął kierować się w stronę wyjścia.

-Zostaw ją! – krzyknęła Miko i pobiegła za nami, ale drzwi zamknęły się tuż przed jej nosem.

Con niósł mnie dalej. Pojechaliśmy windą na piętro wyżej i szliśmy w głąb korytarza. Zaraz przed wejściem do jakiegoś pomieszczenia, zauważyłam napis na drzwiach B12. Znalazłam się w jakimś laboratorium. Na środku pomieszczenia stał stół chirurgiczny, z boku był komputer i różne narzędzia. Con położył mnie na stole i przypiął metalowymi kajdanami. Następnie odszedł, a ja zostałam sama. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Zobaczyłam, że zbliżają się do mnie kolejne dwa decepty. Jeden z nich miał czerwony lakier oraz wystające z pleców drzwi. Drugi natomiast szary lakier z czerwonymi dodatkami oraz skrzydła na plecach. Czerwony con zatrzymał się, ale szary nadal szedł w moją stronę.

-Wasz gatunek nadal nie przestaje mnie zadziwiać – powiedział i uśmiechnął się do mnie wrednie – Sami pakujecie się w nasze sidła. Nawet nie wiesz ile czasu nam zaoszczędziliście.

-Starscream, pośpiesz się – odezwał się ten drugi – On zaraz tu będzie.

-Jeśli tak bardzo się go boisz Knock Out, to może idź się wypolerować? – czerwony posłał mu wredne spojrzenie – Chcę się jej uważnie przyjrzeć. Nie wiemy jak będzie wyglądać po operacji – Starscream dotknął swoim długim szponem mojego nosa, a mnie przeszły ciarki. Po jak operacji do cholery?

-Jej wygląd się nie zmieni – odezwał się ktoś za conami. Oboje zrobili mu miejsce, a nieznajomy podszedł do mnie. Miał czarno – fioletowy lakier i był masywniejszy od tej dwójki. Najbardziej przerażało mnie jego jedno czerwone oko. Decept przyglądał się mi uważnie, a po chwili odwrócił się do pobratymców – Lord Megatron wzywa cię do Dark Mount Starscream – con zacisnął pięść, a potem bez słowa wyszedł – Ty również nie jesteś mi tu potrzebny Knock Out.

-Oczywiście Shockwave, już się wynoszę – czerwony Decepticon pospiesznie wyszedł z sali, a jednooki znów odwrócił się w moją stronę. Dostrzegłam, że w ręce trzyma dość dużą strzykawkę z jakimś fioletowym płynem.

-Weź ode mnie tą igłę świrze! – zaczęłam się szamotać.

-Twoje zachowanie jest nielogiczne. Nie uda ci się wyswobodzić – Shockwave wbił strzykawkę w moje ramię, a ja poczuł dosyć silny ból. Po chwili jednak ból zniknął, a ja zrobiłam się senna – Nie martw się. Kiedy to się skończy, zostaniesz jednym z największych cudów nauki – oczy zaczęły mi się zamykać. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam było czerwone oko Decepticona stojącego nade mną.
Czekam na komentarze ;-)

3 komentarze: