Kto szuka, ten najczęściej coś znajduje,
niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.
John Ronald Reuel Tolkien
22 czerwiec
2015 rok.
Noc nadeszła
bardzo szybko. Byliśmy pod wielką wieżą Decepticonów, skąd wyjeżdżały patrole
oraz były wykonywane eksperymenty na ludziach. Musieliśmy czekać, bo patrol
jeszcze nie wyruszył. Noc była zimna, ale wytrzymywaliśmy. Kiedy wrota
prowadzące do środka się otworzyły, a konwój deceptów wyjechała zewnątrz,
musieliśmy działać. Jak najciszej wbiegliśmy do środka. Znaleźliśmy się w
ciemnym pomieszczeniu. Ściany jak i podłoga były czarne. Wyciągnęłam schowaną w
kieszeni latarkę i trochę poświeciłam. Długi korytarz prowadził do kolejnych
drzwi, ale szczęśliwie naprzeciwko nas znajdował się komputer. Był dość wysoko,
więc musieliśmy zrobić wierzę. Raf dostał się na górę i zaczął hakować ich bazę
danych. Ja w tym czasie postanowiłam sama dostać się na górę. Jack zaoferował
się mi pomóc. Wzięłam porządny rozbieg, wskoczyłam na dłoń chłopaka, on mnie
wybił, a ja złapałam się krawędzi ekranu. Wspięłam się na górę i zobaczyłam, że
Raf jest już w ich bazie. Razem z nim przeglądałam pliki, a Miko i Jack stali
na czatach.
Plików było
multum. Od historii ich planety i rasy, przez plany budynków, po strategie
wojenne. Postanowiliśmy wysłać Ruchowi plan przebudowy Ziemi na Cybertron, ich
rodzinną planetę. W czasie wysyłania plików, postanowiliśmy zajrzeć do ich
genezy. Był to duży plik tekstowy, tyle że w ich języku.
-Raf,
potrafisz to przeczytać? – zapytałam.
-Po części.
-To czytaj!
– wrzasnęła Miko, stanowczo za głośno – Tylko na głos!
-Miko! –
upomniał ją Jack dużo ciszej – Nie tak głośno, bo nas usłyszą – dziewczyna
pokazała mu język, a kiedy już się uspokoiła, Raf zaczął czytać.
-Rasa
Cybertronian pochodzi z Planety Cybertron i liczy ponad pięćset miliardów lat. Planeta jest całkowicie mechaniczna, a źródłem
życia na niej jest Primus, czyli jądro Cybertronu.
-Gdybym
właśnie nie znajdowała się na statku obcych, powiedziałabym, że to niezły żart
– Miko nie traci poczucia humoru.
-Piszą to
jeszcze o konflikcie na Cybertronie. Jedna rasa została poróżniona i tak
narodziły się Decepticony i Autoboty, walczące głównie o zasoby paliwa i władzę
na planecie.
-Czekaj,
czekaj - zatrzymałam chłopaka – Czyli
mówisz, że są jeszcze dobre transformery?
-Na to by
wychodziło. Tu też pisze, że ich paliwo, energon został wysłany na wiele
planet, w tym Ziemię. Pewnie głównie dlatego tu przybyli.
-Ale to
oznacza, że Autoboty również mogą tu przylecieć! – uniósł się Jack.
-Jakieś
szanse są, ale marne – wolałam nie robić sobie nadziei – Jeśli miałyby tu
przylecieć, to zrobiłyby to dawno temu.
-Nie bądź
taką pesymistką – Miko skrzyżowała ręce i odwróciła się ode mnie obrażona.
-Pesymistka,
ja? – położyłam dłoń na piersi – A kto wymyślił ten szalony plan? Myślę
optymistycznie, ale raczej jestem realistką.
-Mów co
chcesz – westchnęłam.
-Dobra Raf,
co tam jeszcze masz?
-Głównie to
plany przebudowy Ziemi, które właśnie się przesłały. Wyślę im jeszcze ich
strategie wojenne.
-A piszą coś
może, jak załatwia się transformery?
-Nie, ale
ciekawi mnie jedna rzecz. W tej fortecy nie ma więzienia, tak pokazuje plan,
więc co się mieści w celi B12?
-Może
ludzie? – Jack może mieć rację – Tu są w końcu laboratoria i muszą gdzieś
trzymać obiekty doświadczeń.
-Yyy, jak to
tak mówisz, to aż mam ciarki – czarnowłosa udała, że obgryza paznokcie.
-Ile to
jeszcze potrwa?
-Jakieś pięć
minut. To duży plik. Jeśli nic nie będziemy przeglądać, pójdzie szybciej.
-Świetnie. W
takim razie zaczekajmy.
Ja i Raf
czekaliśmy w ciszy. Miko natomiast cały czas przekomarzała się z Jackiem. To
robiło się denerwujące. Grunt, że dziewczyna nie unosiła głosu. Inaczej pewnie
już bylibyśmy martwi.
Wysyłanie
już się kończyło, kiedy usłyszeliśmy kroki. Były bardzo głośne i z pewnością
nie ludzkie. Szybko zeskoczyłam z Rafem z komputera i wyjrzałam za róg ściany.
Tak jak myślałam. Dwoje strażników. Mieli czarno – fioletowy lakier i czerwone
oczy. To najzwyklejsi żołnierze Megatrona. Są głupi, ale i tak ciężko ich
pokonać. Zwłaszcza, kiedy nie ma się broni.
Schowaliśmy
się za komputer, ale chyba na niewiele się nam to zdało. Cony z łatwością nas
dostrzegły. Uruchomiły swoje blastery i wycelowały w nas. Nie mieliśmy dokąd
uciec. Każdy z nich wziął po dwoje z nas i ruszył w głąb korytarza. Przeszliśmy
przez drzwi, a następnie wjechaliśmy windą na wyższe piętro. Ani wrzaski Miko typu
„Wypuście nas”, ani walenie Jacka o łapę cona nic nam nie dały. Podziwiam
jednak ich determinację.
Zatrzymaliśmy
się chyba na dwudziestym piętrze. Cony wyszły z windy, a następnie weszły do
pokoju oznaczonego A15. Czyżby kolejna cela. Możliwe, że decepty naprawdę
trzymają tu ludzi, ale w razie próby ratunku wolą nie zaznaczać cel w planach.
Decepticony położyły nas na ziemi, a następnie wyszły na zewnątrz. Drzwi się
zamknęły i nic nie mogło ich otworzyć. Pomieszczenie nie miało okien, więc o
ucieczce nie było mowy.
-I jak tam
realistko? – zapytała wrednie Miko – Wymyśliłaś jakiś nowy, szalony plan?
-Ej, a kto
mówił, że lubi szalone plany?!
-To było
dawno i nieprawda!
-Ej,
dziewczyny, przestańcie! – uspokoił nas Jack. Miko odwróciła się ode mnie, a ja
oparłam się o ścianę – Naprawdę zamierzacie tu tak siedzieć.
-Stąd nie ma
wyjścia – powiedziałam pod nosem.
-W zasadzie
jest, ale nie takie, z którego możemy skorzystać – Raf jakoś nie bardzo nas
pocieszył – Może powinniśmy trzymać się planu? Jak wejdzie tu jakiś con, po
prostu mu zwiejemy.
-I co niby
dalej? Nie otworzymy głównych drzwi, a patrol pewnie zaraz wróci – chłopak
spuścił głowę i podobnie jak ja oparł się o ścianę i usiadł na ziemi.
-Przynajmniej
Ruch dostał plany. Może jakoś uda się im wygrać tę wojnę.
Nie wiem ile
czasu siedzieliśmy w tej celi, ale ciągnęło się to w nieskończoność. Miko i
Rafowi udało się usnąć, ale ja i Jack nie zmrużyliśmy oka. Cały czas myślałam o torturach, jakie najpewniej zgotują
nam cony. Może przerobią nas na swoje androidy, a może po prostu nas
poszatkują. Opcji jest bardzo wiele.
Niespodziewanie
drzwi do celi się otworzyły, a przez nie wszedł jeden ze strażników. Zaczął
oglądać każdego z nas, aż jego wzrok zatrzymał się na mnie. Podszedł bliżej,
chwycił mnie i podniósł, a następnie zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-Zostaw ją!
– krzyknęła Miko i pobiegła za nami, ale drzwi zamknęły się tuż przed jej
nosem.
Con niósł
mnie dalej. Pojechaliśmy windą na piętro wyżej i szliśmy w głąb korytarza.
Zaraz przed wejściem do jakiegoś pomieszczenia, zauważyłam napis na drzwiach
B12. Znalazłam się w jakimś laboratorium. Na środku pomieszczenia stał stół
chirurgiczny, z boku był komputer i różne narzędzia. Con położył mnie na stole
i przypiął metalowymi kajdanami. Następnie odszedł, a ja zostałam sama. Tak mi
się przynajmniej wydawało.
Zobaczyłam,
że zbliżają się do mnie kolejne dwa decepty. Jeden z nich miał czerwony lakier
oraz wystające z pleców drzwi. Drugi natomiast szary lakier z czerwonymi
dodatkami oraz skrzydła na plecach. Czerwony con zatrzymał się, ale szary nadal
szedł w moją stronę.
-Wasz
gatunek nadal nie przestaje mnie zadziwiać – powiedział i uśmiechnął się do
mnie wrednie – Sami pakujecie się w nasze sidła. Nawet nie wiesz ile czasu nam
zaoszczędziliście.
-Starscream,
pośpiesz się – odezwał się ten drugi – On zaraz tu będzie.
-Jeśli tak
bardzo się go boisz Knock Out, to może idź się wypolerować? – czerwony posłał
mu wredne spojrzenie – Chcę się jej uważnie przyjrzeć. Nie wiemy jak będzie
wyglądać po operacji – Starscream dotknął swoim długim szponem mojego nosa, a
mnie przeszły ciarki. Po jak operacji do cholery?
-Jej wygląd
się nie zmieni – odezwał się ktoś za conami. Oboje zrobili mu miejsce, a
nieznajomy podszedł do mnie. Miał czarno – fioletowy lakier i był masywniejszy
od tej dwójki. Najbardziej przerażało mnie jego jedno czerwone oko. Decept
przyglądał się mi uważnie, a po chwili odwrócił się do pobratymców – Lord Megatron
wzywa cię do Dark Mount Starscream – con zacisnął pięść, a potem bez słowa
wyszedł – Ty również nie jesteś mi tu potrzebny Knock Out.
-Oczywiście
Shockwave, już się wynoszę – czerwony Decepticon pospiesznie wyszedł z sali, a
jednooki znów odwrócił się w moją stronę. Dostrzegłam, że w ręce trzyma dość
dużą strzykawkę z jakimś fioletowym płynem.
-Weź ode
mnie tą igłę świrze! – zaczęłam się szamotać.
-Twoje
zachowanie jest nielogiczne. Nie uda ci się wyswobodzić – Shockwave wbił
strzykawkę w moje ramię, a ja poczuł dosyć silny ból. Po chwili jednak ból
zniknął, a ja zrobiłam się senna – Nie martw się. Kiedy to się skończy,
zostaniesz jednym z największych cudów nauki – oczy zaczęły mi się zamykać.
Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam było czerwone oko Decepticona stojącego nade
mną.
Czekam na komentarze ;-)
No ciekawie, ciekawie.. eksperymenty na ludziach. Czadowo. :D
OdpowiedzUsuńJa chce więcej !! Jestem bardzo bardzo bardzo ciekawa dalszej części ^^
OdpowiedzUsuń:-D
OdpowiedzUsuń