Przeznaczenie
zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą
losów na loterie; to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy
nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć.
Carlos Ruiz Zafón
22 czerwiec
2015 rok.
Ze snu
obudziło mnie dobrze mi znane miauknięcie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że
przede mną stoi czarny kot z zielonymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego i
pogłaskałam. Powoli usiadłam na łóżku, a kotek wskoczył mi na kolana. Na szyi
miał wstążkę, a do wstążki było coś przywiązane. Okazało się, że to kartka i
kawałek węgla. Nie był to bowiem zwykły kot. Tego małego zwierzaka wychował
Ruch Oporu. Przenosi wiadomości i cenne rzeczy. Co prawda nie ma imienia, ale
ja na niego mówię Salem.
Rozwinęłam
kartkę i przeczytałam ją. Tekst był napisany węglem.
Masz może dla nas coś ciekawego
Ellie?
W.B.F.
W.B.F. to
inicjały orzywódcy Ruchu Oporu. Nie wiem jednak kim on jest. Nigdy go nie
widziałam, a żaden z buntowników nie chce uchylić nawet rąbka tajemnicy.
Wzięłam
kawałek węgla do ręki i odpisałam
Możliwe, ale potrzebuję pomocy.
Przyślij dziś kogoś pod budynek sądu. Będę tam czekać.
Ellie
Zwinęłam
kartkę i przywiązałam ją do wstążki. Jeszcze raz pogłaskałam Salema, który po
chwili wyskoczył przez okno. Przeciągnęłam się i obudziłam Miko.
-Wstawaj,
robota czeka – zaczęłam ją tyrpać.
-Jeszcze
pięć minutek…
-Ja ci dam
pięć minutek – ściągnęłam z dziewczyny koc i dopiero wtedy ją obudziłam.
-Oddawaj!
-Wstawaj
powiedziałam. Musimy znaleźć Jacka – Miko westchnęła.
-Dobra,
dobra, już wstaję.
Na szybko
zjadłyśmy śniadanie i ubrałyśmy się. Wyszłyśmy z mieszkania, a następnie
opuściłyśmy budynek. Dzień oczywiście był szary i ponury. Tutaj inne się nie
zdarzały. Ja prowadziła, bo szczerze mówiąc Miko w ogóle nie ma orientacji w
terenie. Każesz jej iść na północ, pójdzie na południe. Żadnego pojęcia.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. To było dopiero coś…
***
Chodziłam po
ulicy uważając, by nie wpaść na jakiegoś cona. Było już późno, ale nie miałam
jeszcze „domu”. W dodatku była jesień, wiał wielki wiatr, a mrozu nie dało się
wytrzymać. W końcu udało mi się odnaleźć nawet dobrze zachowany blok. Weszłam
do niego i wybrałam sobie mieszkanie. Kiedy już je znalazłam, rzuciłam plecak
na podłogę i padłam zmęczona na kanapę. Chciało mi się spać i pewnie bym
usnęła, gdyby nie ciche szlochanie. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. W
rogu siedziała mała skulona dziewczynka o dwóch czarnych kucykach. Powoli podeszłam do niej i delikatnie
położyłam dłoń na jej ramieniu. Mała się uciszyła i powoli podniosła głowę, a
moim oczom ukazały się jej brązowe oczy. Nic nie mówiła, więc odezwałam się
pierwsza.
-Cześć.
Jestem Ellie. Co tutaj robisz?
-Ja…ja
je…jechałam tu z…z rodzicami – jąkała się – Za…zaatakowali nas. Rodzice
ka…kazali mi uciekać – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco, a następnie
przytuliłam.
-Nie bój
się. Nic ci się nie stanie. Jestem tutaj i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić –
wypuściłam małą z objęć. Ona otarła łzy i również się do mnie uśmiechnęła – Jak
ci na imię?
-Miko.
***
Dotarłyśmy
pod budynek sądu. Nikogo nie było widać, ale buntownicy potrafią się świetnie
maskować. Miko usiadła na schodach prowadzących do budynku, a ja oparłam się o
ścianę. Nie możemy tu czekać wiecznie, bo to by było podejrzane. Ruch to dobrze
wie, więc mam nadzieję, że zaraz ktoś się pojawi. Jak na zawołanie zobaczyłam
dwie zbliżające się do nas sylwetki. Po chwili widziałam już ich w pełnej
okazałości. Byli to nastolatkowie w moim wieku. Chłopak był umięśniony, miał
rude włosy, piegi i zielone oczy. Miał na sobie czarne spodnie i bluzkę oraz
skórzaną kurtkę i glany. Dziewczyna natomiast nie była umięśniona, ale bardzo
szczupła. Miała czerwone włosy spięte w kucyk i zielone oczy. Była ubrana w
czarny kombinezon, buty do kolan i skórzaną kurtkę. Obydwoje podeszli do mnie. Miko w tym czasie
zdążyła zejść ze schodów.
-Mów, co
masz – zaczęła dziewczyna.
-Spieszy ci
się Sierra? Pisałam, że potrzebuję pomocy.
-Czego ci
potrzeba? – zapytał chłopak.
-Informacji.
Szukam chłopaka o imieniu Jack Darby. Dzięki niemu może uda się nam uzyskać
dostęp do komputera Decepticonów.
-Ten frajer?
Przecież on nawet…
-Dosyć
Vince! Ja mówię, zrozumiano? – chłopak spuścił wzrok – Interesuje się nami od
dłuższego czasu. Nie wie, że my nim również.
-Gdzie
mieszka? – przeszłam do sedna.
-Ostatnio w
starym kinie. Tam widzieliśmy go wczoraj. Lepiej się pośpieszcie. Często
zmienia miejsce zamieszkania – pokręciłam porozumiewawczo głową i zaczęłam
odchodzić. Pociągnęłam za sobą Miko i razem poszłyśmy do budynku kina.
Droga była
spokojna, ulice puste. Cony rzadko kiedy wysyłają tu patrole. Głównie dlatego,
że miasto jest prawie puste. Większość ludzi, którzy tu mieszkają to
buntownicy. Nasza rasa, a w zasadzie to co z niej zostało, została przeniesiona
do obozu pracy. Niewielka część jest nadal na wolności.
Budynek kina
był nawet dobrze zachowany. Jedynie jedna dziura w dachu i żadnych ubytków w
ścianach. Teraz, to rzadkość. Weszłyśmy do środka tylnym wejściem. Nikogo nie
spotkałyśmy po drodze, więc weszłyśmy na jedną z sal. Tam również było pusto.
Dopiero kiedy wyszłyśmy z sali, dostrzegłyśmy Jacka. Był dość wysokim i
szczupłym chłopakiem o czarnych włosach i niebieskich oczach. Miał na sobie
niebieskie jeansy, czarne trampki, białą bluzkę z długim rękawem, a na niej granatowy
T-shirt. Pierw chciał uciekać, ale kiedy zobaczył Miko rozmyślił się. Zaczął
iść w naszym kierunku.
-A więc
jednak. Wierzysz mi – skierował słowa w stronę dziewczyny.
-Nie ja, ale
ona owszem. Poznaj Ellie.
-Ellie.
-Jack –
uścisnęliśmy dłonie i od razu przeszłam do rzeczy – Miko mówiła, że znasz
speca, który potrafi z hakować komputer Decepticonów. Czy to prawda.
-Owszem.
Poznałem go kilka tygodni temu. Jest naprawdę dobry. Potrafi złamać ich szyfry,
algorytmy i kto wie co jeszcze. Chciałem przedstawić go Ruchowi, ale ktoś mi
nie uwierzył – spojrzał wrogo na Miko, a ona odwróciła wzrok.
-Chętnie
przedstawię go buntownikom, ale pierw sama chcę go poznać.
-Chodźmy
więc – chłopak odwrócił się i zaczął iść w kierunku kolejnej sali.
Weszliśmy do
środka. Na jednym z foteli siedział chłopiec. Miał może trzynaście lat. Jego
bujne brązowe włosy dodawały mu wzrostu. Oczy miał brązowe i był ubrany w białą
koszulę, ciemne jeansy oraz sportowe, pomarańczowe buty, kamizelkę i okulary
korekcyjne. Podeszliśmy do niego, a kiedy chłopak nas zobaczył wstał i zaczął
się nam bacznie przyglądać.
-Dziewczyny,
oto Rafael Esquivel, nasz haker.
-Żartujesz
sobie? Przecież to jeszcze dziecko – wskazałam na chłopaka.
-Najmądrzejsze,
jakie spotkałem. Nie ma komputera, którego by nie z hakował.
-Ruch Oporu
nie uwierzy, że jest hakerem – odezwała się Miko – Wyśmieją nas.
-Ale on
naprawdę jest najlepszy! – Jack upierał się przy swoim, a ja sama nie
wiedziałam co mam zrobić. Podeszłam wiec bliżej chłopaka i kucnęłam, by móc
spojrzeć mi w oczy.
-Cześć
młody. Jestem Ellie.
-Cześć Ellie
– odezwał się cichym głosem.
-Posłuchaj
mnie. Muszę mieć dowód, że potrafisz z hakować komputer wroga, rozumiesz mnie?
-Tak, ale
mogę to zrobić dopiero na statku conów.
-To nieco
utrudnia sprawę – Raf spuścił głowę, ale chwilę później ją podniósł. Wydawał
się bardzo poważny i zdeterminowany.
-Mój ojciec
był najlepszym hakerem w kraju. To on nauczył mnie wszystkiego. Dzięki niemu
poznałem szyfry conów.
-Jakim
sposobem? – dopytywała się Miko.
-Włamał się
na jeden z ich statków. Podłączył się do ich serwera i przesłał część danych do
naszego komputera. Niestety nie wrócił już z tej misji.
-Przykro mi.
Ale rozumiem, że masz te dane?
-W pewnym
sensie. Mam je w głowie – pokazał na swoją głowę – Jeśli coś kiedyś przeczytam,
już nigdy tego nie zapominam. Tak poznałem też część ich języka – spojrzałam na
Jacka, a ten tylko wzruszył ramionami – Potrafię ich z hakować, ale muszę się
podpiąć do jakiegoś komputera – wstałam i zwróciłam się do czarnowłosego.
-Szanse, że
Ruch nam uwierzy są marne, ale zawsze jakieś. Potrzebujemy jednak jakiegoś
dowodu. Jeśli uda nam się przesłać choć namiastkę danych na komputer
buntowników, z pewnością nam uwierzą.
-Tak, ale
jak zamierzasz podłączyć się do komputera conów – czyżby Miko Nakadai straciła swój optymizm.
-Włamiemy
się do ich wierzy. Tutaj mają dużo mniejsze zabezpieczenia niż w obozach, więc
to nie może być takie trudne.
-Ta wieża ma
z trzydzieści pięter, jak zamierzasz się tam dostać? – Jack i Miko kontra ja.
Nierówne szanse.
-W nocy cony
wysyłają patol. Wślizgniemy się kiedy akurat będzie wyjeżdżał. Jesteśmy mali,
więc przy odrobinie szczęścia nas nie zobaczą. Komputery pewnie są na każdym
piętrze.
-A jak
zamierzamy się stamtąd wydostać?
-To proste
Jack. Kiedy cony będą wracać z patrolu. Wchodzimy i wychodzimy.
-Twój plan
jest szalony, ale ja lubię szalone plany – Miko przybiła mi piątkę, a następnie
obie spojrzałyśmy na Jacka.
-Niech wam
będzie. Raz kozie śmierć. Co ty na to, Raf?
-Trzeba
przekonać buntowników. Wchodzę.
-Wyruszymy o
zmierzchu. Może się jeszcze prześpijcie. Czeka nas długa noc.
Super blog!!!
OdpowiedzUsuńJesteś świetna
OdpowiedzUsuń