Żadnych kłamstw, żadnego zwodzenia
Człowiek jest tym, co kocha
Wciąż próbuję pojąć,
Że śmierć przychodzi z góry (nie ma czasu)
Odzyskaj co twoje i nie szukaj wymówek
- strat cennego oddechu (nie ma czasu)
Słońce świeci nad wszystkimi, wszystkimi
Kochaj siebie aż do śmierci
Więc musisz wybuchnąć, musisz odpuścić
Nikt cię nie pokocha dopóki sam tego nie zrobisz
Musisz się z tym zmierzyć; musisz brać, co twoje
Tylko gdy zejdziesz za nisko, dowiesz się gdzie jest szczyt.
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Człowiek jest tym, co kocha
Wciąż próbuję pojąć,
Że śmierć przychodzi z góry (nie ma czasu)
Odzyskaj co twoje i nie szukaj wymówek
- strat cennego oddechu (nie ma czasu)
Słońce świeci nad wszystkimi, wszystkimi
Kochaj siebie aż do śmierci
Więc musisz wybuchnąć, musisz odpuścić
Nikt cię nie pokocha dopóki sam tego nie zrobisz
Musisz się z tym zmierzyć; musisz brać, co twoje
Tylko gdy zejdziesz za nisko, dowiesz się gdzie jest szczyt.
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Och synu ojczyma
Och synu... tak mi przykro
Imagine Dragons – I’m So Sorry
Wszystko
powoli się zmienia. Ludzie nie boją się opuszczać swoich domów, Ruch Oporu po
raz pierwszy od czasów wojny może odłożyć broń, a Autoboty i Decepticony w
końcu żyją w pokoju. I pomyśleć, że to ostatnie pewnie nigdy by się nie
wydarzyło, gdyby cony nigdy nie zaatakowały Ziemi. Szczęście w nieszczęściu,
jak to mówi Wheiljack. Wygraliśmy, ale za ogromną cenę. Silas, Sierra i Vince
oraz spory zespół buntowników zginęli, kiedy starali się dotrzeć na Darkmount. Z tego, co zdążyłam się
dowiedzieć, była to zasługa Soundwave’a, ale jak już wcześniej wyjaśniłam, nie
będzie sądu i nie będzie kary. To, co się stało, nie było winą Decepticonów, a
jedynie ich przywódcy, a on dostał za swoje. To nie zmienia jednak faktu, że
Silas był chyba jedynym przedstawicielem ludzi, który mógłby razem z nami
ustanowić porządek. W końcu rząd każdego państwa upadł, nie ma już ani jednego
byłego prezydenta, wojsko zostało zniszczone, a więc tak naprawdę jedyną
złożoną organizacją jest właśnie Ruch.
Dziś
przybyło do nas kilka buntowników. Chcieli porozmawiać właśnie o naszym
rozejmie i o tym, kto przejął obowiązki i stanowisko Silasa. Oczywiście
pierwszą osobą w kolejce była Sierra, za nią Vince, ale rzecz jasna oni
odpadają. Buntownicy powiedzieli, że był jednak ktoś jeszcze. Osoba ta, nie
była żołnierzem, a jedynie sanitariuszem, w dodatku nie opuszczała kwatery
głównej, a więc z pewnością żyje. Mamy się z tą tajemniczą osobą dziś spotkać i
omówić wszystkie szczegóły rozejmu oraz o tym, jak zamierzamy odnowić naszą
planetę.
Uznaliśmy,
że najlepiej będzie, jeśli na spotkanie uda się tylko część z nas, a mianowicie
ja i Optimus, jako przywódcy obu frakcji oraz Bumblebee i Soundwave. Reszta
zostanie na Darkmount, którą zresztą wcale już tak nie nazywamy. Strażnica nosi
od jakiegoś czasu nazwę Tower of Hope (nazwa wymyślona oczywiście prze Miko),
ale w skrócie mówimy na nią po prostu Wieża.
Nie chcąc
niczego przeciągać postanowiliśmy, że udamy się do siedziby Ruchu od razu.
Żadne z nas się co prawda nie przyznawało, ale wszyscy obawialiśmy się tego,
jakie stosunki do nas będzie miał nowy przywódca. W końcu, może nam nie ufać,
wręcz nienawidzić, i co wtedy? Będzie chciał przekonać pozostałą ludność Ziemi,
że tutaj nie należymy, że nie powinno nas tu być, tak Decepticonów, jak i
Autobotów. Wygnają nas i niby gdzie się wtedy udamy? Taki obrót zdarzeń jest
chyba najgorszy… No, jeszcze mogą nas zabić, ale chyba jednak ich uratowaliśmy,
więc za odrobinę wdzięczności bym się nie obraziła.
Przechodząc
przez most żadne z nas się nie odzywało. Szliśmy, z głowami podniesionymi
wysoko i wpatrywaliśmy się przed siebie, aż z turkusowej obręczy pojawił się
zarys budynków. Jak szybko się zorientowaliśmy, buntownicy wrócili do swojej
dawnej bazy w Waszyngtonie, do mojego dawnego domu…
Powitanie
zostaliśmy bez użycia broni, co już dobrze zwiastuje. Przeszliśmy do głównego
hangaru, gdzie ludzie bawili się i świętowali koniec wojny, zwycięstwo. Patrząc
tak na nich wyobrażałam sobie siebie, tańczącą razem z Miko, Jackiem i Rafem.
Co by było, gdybym nigdy nie udała się do Strażnicy conów w Waszyngtonie, gdyby
nie przeprowadzili na mnie biosyntezy? Czy to zwycięstwo byłoby wtedy w ogóle
możliwe? Tak, wiem, myślę arogancko, ale chyba tak wygląda prawda. W końcu,
gdybyśmy nie wpadli w łapska conów, nigdy nie wezwalibyśmy botów na pomoc. A
bez nich to nigdy by się nie udało.
Na samym
końcu hangaru, w rogu, stała grupka ludzi, rozmawiali ze sobą o czymś. Czterech
mężczyzn i jedna kobieta z tego, co słyszałam, dyskutowali właśnie o nas i o
tym, co powinni zrobić. Czyli jeden z
nich to przywódca, a pozostała czwórka jego zastępcy, czy doradcy i szczęście w
nieszczęściu, że jeszcze nie zadecydowali o naszym losie.
Buntownik,
który nas tu zaprowadził przerwał na chwile grupce, powiedział coś tak cicho,
że go nie usłyszałam, po czym wskazał na nas palcem. Mężczyźni porozumiewawczo
pokiwali głowami i rozeszli się, a przy nas została jedynie kobieta. Mogłam się
jej teraz lepiej przyjrzeć. Nie była zbyt wysoka, za to dosyć szczupła, ale w
tych czasach to nic nowego. Jej skóra miała naturalny kolor, oczy natomiast
były w kolorze ciemnego niebieskiego, a czarne włosy spięte w kitkę sięgały jej
łopatek. Była ubrana w obcisłe, czarne jeansy, motocyklówki, granatową koszulkę
i ciemnozieloną kamizelkę, a na jej nadgarstku wisiała szmaciana bransoletka z
namalowanym czerwonym krzyżem. To ona była sanitariuszką. To ona właśnie jest
nową przywódczynią Ruchu.
-Witam was – powiedziała z delikatnym
uśmiechem – Silas wiele mi o was opowiadał. Może zacznę od tego, jak bardzo
jesteśmy wam wdzięczni za uratowanie naszego świata i za pokonanie Megatona –
oj, coś czuję, że zaraz pojawi nam się słowo „ale” – Ale jednak musimy coś
uzgodnić – czy ja zawsze muszę mieć racje? – Nie zgadzam się, by Decepticony
pozostawały bezkarne. Bądź co bądź, ale to one zapoczątkowały tę wojnę.
-Z całym
szacunkiem Pani…
-June.
Mówcie mi June.
-June… -
kontynuowałam – Ale to nie Decepticony rozpoczęły wojnę, a Megatron. Z własnego
doświadczenia wiem, że ten mech potrafił namieszać w głowie tak, że naprawdę
chciało się mu służyć, nawet oddać za niego życie. Ale Megatron nie żyje i nie
widzę powodu, by Decepticony miały płacić za jego zbrodnie. Zwłaszcza, że jako
ich nowa liderka mam zamiar użyć naszej technologii w odbudowie Ziemi. I coś mi
się wydaje, że bez niej, wiele tu nie zdziałacie – kobieta zmierzyła mnie
wzrokiem. Na jej czole widocznych było kilka zmarszczek, przez co wnioskowałam,
że zbyt młoda to ona nie jest.
Widząc moją
niechęć do June i zapewne vice verso, Optimus postanowił zareagować i zabrać
głos.
-Pomyśl,
June. Decepticony mają technologię, jaką my straciliśmy podczas wojny. Bez niej
odbudowa Ziemi będzie trwała naprawdę długo. Zanim roślinność się odrodzi,
zanim z nieba niknie warstwa smogu… Ze sprzętem Decepticonów będziemy w stanie
oczyścić planetę ze wszelkich zanieczyszczeń w kilka miesięcy – ciemnowłosa
zamyśliła się. Dobrze wiedziałam, że botom ufa dużo bardziej niż mnie i mojej
frakcji.
-Zapewne
masz rację… - odezwała się w końcu, a ja w duchu się uśmiechnęłam – Ale to nie
zmienia faktu, że Decepticony będą musiały być pod obserwacją wojska, kiedy już
ono powstanie – zaśmiałam się pod nosem.
-Musisz
postawić na swoim, co? – kobieta zmarszczyła brwi i przeklęła pod nosem – Skoro
już wszystko obgadaliśmy, chyba możemy
wrócić do Wieży i…
-Chcę iść z
wami.
-Co? –
zdziwiłam się, podobnie jak Prime – Po co?
-Sama chcę
się upewnić, że Decepticony faktycznie się zmieniły i nie zagrażają już
ludzkości. Dlatego muszę je poznać osobiście – przewróciłam optykami. Ta
kobieta już naprawdę zaczynała działać mi na nerwy.
-W takim
razie zapraszam z nami – odezwał się z uśmiechem Optimus, choć dobrze
wiedziałam, że nie był do końca zadowolony tym pomysłem.
Bądź co
bądź, ale Decepticony pozostaną Decepticonami i nic na to nie poradzimy. Jeżeli
June ich sprowokuje w jakikolwiek sposób, puszczą im nerwy, a wtedy do dobrze
nie będzie. Dlatego mam nadzieję, że zdołają się opanować. Inaczej możemy sobie
pomarzyć o domu na Ziemi.
-Soundwave,
otwórz most – poprosiłam i w tej samej sekundzie przed nami pojawił się portal
– Proszę uważać przy teleportacji. To nie na żołądek każdego człowieka –
nastraszyłam June, ale ona jakoś nie bardzo się tym przejęła.
Prime pokręcił
głową z niedowierzaniem. No co ja poradzę, nadal ma tylko szesnaście lat!
Jestem chyba najmłodszą liderką w historii Transformerów! Mam prawo sobie
czasem pożartować.
Transformowaliśmy
się, a June wsiadła do Bumblebbe, po czym od razu ruszyliśmy w głąb mostu.
Znaleźliśmy się w Sali Tronowej, gdzie czekali na nas Arcee, Smokescreen i
Bulkhead. Po ich spojrzeniach wiedziałam, że i ich nie zadowalała obecność
June. W końcu żadne z nas tak naprawdę jej nie znało. Kto wie, czy nie była
kolejnym szpiegiem Megatrona? Nie, teraz to już przesadzam. Gdyby faktycznie
była szpiegiem, Wave by mnie o tym poinformował. Chyba po prostu moja niechęć
do niej bierze górę.
Kobieta
wyszła i zaczęła się dokładnie przyglądać otoczeniu. W tym czasie Smoke
podszedł do mnie i delikatnie tyrpnął w ramie. Posłał mi spojrzenie wyraźnie
mówiące „Kim ona do cholery jest”.
-To nowa
przywódczyni buntowników – odpowiedziałam szeptem – Chce się osobiście
przekonać, czy Decepticony rzeczywiście już nie zagrażają Ziemi. Gdzie reszta?
-Cliff i
Jackie siedzą z dzieciakami na sali treningowej, Knockers, Shockwave i doktorek
w laboratorium, a Breakdown chyba u siebie.
-Masz
ostrzec Decepticony, że za niedługo będą mieli gościa. I mają się zachowywać
pokojowo, żadnych napadów złości. Jeśli June uzna, że cony nadal są złe, nie
będziemy mogli tu zostać.
-Już się
robi.
Bot po cichu
opuścił pomieszczenie. Ja tym czasem podeszłam do June i przykucnęłam, by
lepiej ją widzieć.
-Chciałaś
zobaczyć się z Decepticonami. Soundwave’a już poznałaś – wskazałam ruchem głowy
na mecha – I jak zapewne zauważyłaś, jest grzeczny jak aniołek.
-Cichy nie
znaczy grzeczny – chciała mnie przegadać – Wiem dobrze, że Soundwave był prawą
ręką Megatona. Skąd mam wiedzieć, że nie będzie się chciał zemścić za śmierć
pana – ukradkiem spojrzałam na Wave’a. Poważny, jak zwykle.
-To ja
zabiłam Megatrona. Gdyby chciał się zemścić, zrobiłby to już dawno – June udała
uśmiech – Miejmy to już za sobą i chodźmy do reszty.
Nie czekając
na zgodę kobiety, wzięłam ją na ręce i skierowałam się w stronę windy.
Postanowiłam, że pierw udamy się do laboratorium. W końcu Shockwave’a nie jest
łatwo zdenerwować.
Weszłyśmy do
laboratorium, gdzie cała trójca naukowców dyskutowała o jakichś tam
pierwiastkach, czy czymś tam. Chrząknęłam, by zwrócić na siebie uwagę. Optyki
całej trójki w momencie skupiły się na mnie.
-To jest
June – przestawiłam ciemnowłosą – Nowa przywódczyni Ruchu Oporu. June, to jest
Shockwave, główny naukowiec Decepticonów – wskazałam na „cyklopa” – A to Knock
Out, były medyk, który przeszedł na stronę Autobotów jeszcze przed śmiercią
Megatona.
Odstawiłam
kobietę na ziemię, by mogła się przyjrzeć mechom. Ilustrowała ich wzrokiem,
mruczała coś pod nosem, aż w końcu się odezwała.
-Knock Out,
tak? – bot pokiwał twierdząco głową – Odszedłeś od Decepticonów. Dlaczego?
-Cóż ja…
- powinien powiedzieć„stchórzyłem”, ale
jego duma zbyt by na tym ucierpiała – Po prostu uznałem, że źle robiłem i
powinienem to odpokutować – June pokiwała porozumiewawczo głową.
-A ty byłeś
medykiem – bardziej stwierdziła niż zapytała, patrząc na Shockwave’a – Nie
przeszkadza ci fakt, że władzę objęła jakaś małolata – wyraźnie podkreśliła
ostatnie słowo, a ja myślałam, że zaraz mi się obwody przepalą. Zaraz to mnie
będzie musiał ktoś pilnować.
-Objęcie
dowodzenia przez Trinity jest całkowicie logiczne. Była następna w kolejce do
władzy.
-Czyli byłaś
wysoko postawiona – zwróciła się do mnie – Szybko wspinasz się po szczeblach do
kariery – nie daj się podpuścić, nie daj się podpuścić! – Dobrze, chodźmy
dalej. Chcę to mieć już z głowy – no to jest nas dwie…
Już miałyśmy
opuścić pomieszczenie, kiedy do środka wparował nikt inny jak Breakdown.
-Knock Out
ileż można na ciebie czekać?! Znowu cię polerowałeś czy… - urwał widząc mnie i
June – Cześć…
-Breakdown,
to June, nowa przywódczyni buntowników. June, Breakdown jest moim przyjacielem
i pomocnikiem Knock Outa.
-Taki
masywny Decepticon jak ty pomocnikiem medyka?
-Słowo
„ochroniarz’ lepiej pasuje, nie? – zaśmiałam się pod nosem.
-Istotnie. A
dlaczego nie opuściłeś Decepticonów razem z przyjacielem – wskazała na
Knockersa.
-Jestem
lojalny wobec lidera. I zanim się mnie Pani zapyta, jestem teraz lojany wobec
Trinity – ciemnowłosa zmierzyła go wzrokiem – O coś jeszcze chce Pani zapytać?
Bo mieliśmy z Knock Outem iść się pościgać.
-Nie.
Żadnych więcej pytań. Chcę wrócić do bazy.
-Jak sobie
życzysz.
Puściłam do
Breakdown’a oczko, po czym opuściłam laboratorium i zaczęłam kierować się
powrotem do Sali Tronowej.
-Muszę
przyznać, że miałaś rację – odezwała się kobieta – Po śmierci Megatona
Decepticony nie są już takie same – uśmiechnęłam się pod nosem.
-Miło to
słyszeć. Chyba po raz pierwszy naprawdę się zgadzamy.
-Najwyraźniej.
I mam nadzieję, że odbudujemy Ziemię wspólnie. Jako rasy złączone tragedią,
którą razem chciały powstrzymać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz