niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział XIX - Ostatnia szansa


,,Kocham cię i wiem, że miłość jest tylko wołaniem w próżni, a zapomnienia nie da się uniknąć, że wszyscy jesteśmy skazani i nadejdzie dzień, kiedy cały nasz wysiłek obróci się w pył, wiem, że słońce pochłonie jedyną ziemię, jaką mamy, a ja cię kocham."

John Green

6 sierpień 2015 rok.

Pu długich godzinach jazdy bez sensu postanowiłem wrócić do bazy. Moje zachowanie nie miało sensu. Zanim dojechałbym do Nowego Yorku, minęłyby miesiące. Najlepszym wyjściem będzie podróż przez most ziemny.

Dzisiejszą wartę miał pełnić Bulkhead. Dobrze wiedziałem, że wielkolud zawsze usypia. To była dla mnie szansa. Po cichu wszedłem do głównego pomieszczenia. Tak jak myślałem, Bulk spał sobie w najlepsze. Wolałem jednak zachować ostrożność i starałem się być jak najciszej umiałem. Wprowadziłem współrzędne do mostu, a kiedy portal się otworzył przebiegłem przez niego. Znalazłem się naprzeciwko Dark Mount. Nie miałem jakiegoś specjalnego planu. Chciałem wejść, zabrać Ellie i jak najszybciej opuścić to miejsce. Jeśli będzie trzeba, to przeszukam wszystkie jego piętra. Najlepiej by było, gdyby w komputerze była informacja, gdzie ją trzymają. To jednak wątpliwe. Trudno, będę sprawdzał każde pomieszczenie. Zrobię wszystko żeby wyciągnąć stąd Ellie.

Pamiętam, jak po raz pierwszy ją zobaczyłem. To było po torturach Starscream’a.  Byłem zmęczony. Nagle usłyszałem dziwny dźwięk. Otworzyłem oczy i zobaczyłem małą, fioletowo włosą dziewczynkę. Pomogła mi. Od razu wiedziałem, że będziemy przyjaciółmi. Potem sytuacja się trochę skomplikowała.

Kiedy Ellie transformowała, poczułem do niej coś więcej. Była przepiękna. Nie chciałem być już tylko przyjacielem czy partnerem. Chciałem więcej. Nie mówiłem jej tego. Głównie ze strachu, że mnie odtrąci. W moim życiu po raz pierwszy przytrafiło się coś wspaniałego. Wreszcie czułem, że żyję. To wszystko jednak skończyło się, kiedy Scream wbił we mnie swoje szpony, a ją zabrał na Dark Mount. Teraz muszę to naprawić.

Uruchomiłem blaster i zrobiłem dziurę w wejściu. Szybko spotkałem na swojej drodze cony, ale od razu je zastrzeliłem. Szukałem, sprawdzałem w komputerze, znów szukałem. Nigdzie jej jednak nie było. Co, jeśli przetrzymują ją w innym miejscu?

Wjechałem na ostatnie piętro, a moim oczom ukazał się Break Down. Stał naprzeciw mnie, gotowy do walki. Zacząłem iść w jego stronę, kiedy poczułem przepływającą przeze mnie energię. Upadłem na ziemię. Ostatnim co zobaczyłem był uśmiechnięty, czerwony con. Później straciłem przytomność.

 

Oczami Megatrona

Znów spała. Shockwave właśnie skończył podawać jej podwójną dawkę mrocznego energonu. Wczoraj zobaczyłem, że powoli odzyskuje świadomość i dobrą iskrę. Nie mogłem na to pozwolić. Dlatego od razu rozkazałem naukowcowi przygotować dla niej dawkę. Teraz będzie mi całkowicie posłuszna. Zabije Autoboty bez mrugnięcia okiem. W przyszłości będzie wspaniałą liderką.

Niespodziewanie do pokoju wszedł Starscream.

-Czy niejasno się wyraziłem mówiąc ci byś nie przeszkadzał?! – ryknąłem na niego.

-Wybacz mi panie, ale mamy intruza na Dark Mount.

-Co?

-Autobot wdarł się do twierdzy. Knock Out i Breakdown już się nim zajęli, ale nie wiemy co z nim zrobić – westchnąłem. Ich głupota czasami mnie przytłacza.

-Dowiedzcie się, gdzie znajduje się nowa baza Autobotów. Jeśli trzeba, wyrwij mu iskrę!

-Czy mogę coś zasugerować, panie? – wtrącił się Shockwave – Myślę, że w obecnej sytuacji powinniśmy użyć łącza korowo hipokampowego.

-To doskonały pomysł. Starscream, przygotuj więźnia. Shockwave wkrótce do ciebie dołączy.

-A kiedy już zdobędziemy potrzebne informacje? – zastanowiłem się przez chwilę. To byłby wspaniały sprawdzian dla Trinity…

-Wsadź go do jednej z cel. Trinity się nim zajmie. A teraz leć!

-Oczywiście, Lordzie Megatronie – Starscream wybiegł z pomieszczenia.

-Kiedy się obudzi, zabiorę ją na Dark Mount. Niech Soundwave przyśle ci most ziemny.

-Oczywiście – Schockwave również opuścił pomieszczenie, a ja zostałem sam z Trinity.

Jestem całkowicie pewny, że zabije go bez najmniejszego problemu. Będzie w nim widzieć jedynie wroga, nie przyjaciela. Mroczny energon zawładnie nią dostatecznie, by wykonała każdy mój rozkaz. Każdy…

 

Oczami Smokescreen’a

Leżałem w laboratorium przypięty do stołu chirurgicznego. Jak już zdążyłem się zorientować, czerwony con do Knock Out. Jest strasznie denerwujący. Jestem tu zaledwie kilka minut, a polerował się trzy razy! Jak można mieć takiego hopla na punkcie swojego lakieru?!

-Uważaj, bo od tej polerki zaraz ci się obwody przegrzeją – zażartowałem sobie – Dziwię się, że jeszcze się nie przegrzały.

-Śmiej się póki możesz. Już za krótką chwilę nie będzie ci do śmiechu.

Doktor wyszedł, a w pomieszczeniu pojawił się dużo większy od niego con. Miał czarno – fioletowy lakier i jedno czerwone oko. W ręku trzymał fioletowy kabel. Szedł z nim w moją stronę.

-Myślisz, że przestraszysz mnie jakimś kabelkiem?

-Twoje stwierdzenie jest nielogiczne. Nie mam zamiaru cię straszyć, a jedynie wydobyć potrzebne informacje.

Con przypiął mi kabel do tyłu głowy. Strasznie zaczęła mnie boleć. Miałem wrażenie, że wszystkie moje wspomnienia są przesyłane prosto do doktora Frankensteina.

Nie wiem ile to trwało. Mi wydawało się, że jedynie kilka sekund. Kabel został odpięty. Decept stał przy komputerze i odtwarzał jakiś film. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to moje wspomnienie. Bulkhead i Wheiljack wyjaśniali nam właśnie gdzie znajduje się nowa baza.

-Szczerze dziękuję za twoją współpracę – con zaczął iść w stronę drzwi.

-Grzyb ci w klime! – doktor wyszedł, a do laboratorium weszły trzy cony. Odpięły mnie od stołu i założyły energetyczne kajdany.

Zostałem wyprowadzony na korytarz, a później do jednej z cel. Była większa niż inne, ale ciemniejsza. Decepty zostawiły mnie tam i zamknęły drzwi. Ze skutymi rękami nie mogłem dużo zdziałać. Czekałem aż ktoś otworzy drzwi celi i będę mógł uciec. Jednak przez długi czas taka sytuacja nie następowała.

W końcu drzwi otworzyły się. Byłem gotowy wybiec z celi, kiedy jedyne wyjście zagrodził mi Megatron. Z wrednym uśmiechem wszedł do środka. Cofnąłem się o kilka kroków. Byłem pewien, że przyszedł mnie zgasić. Dopiero po chwili zorientowałem się, kto za nim stoi.

-Ellie? – zapytałem z niedowierzaniem – Ellie, nic ci nie jest?

-Nie odpowie ci, póki jej na to nie pozwolę – odrzekł za nią Megatron – Nie widzi już w tobie przyjaciela, a jedynie cel do zlikwidowania.

-Coś ty jej zrobił?!

 -Nic, na co by się nie zgodziła – nagle moje kajdany same się wyłączyły, a garnkogłowy zrobił miejsce Ellie – Trinity, zabij go.

-Jak sobie życzysz, Lordzie Megatronie – lider conów wyszedł, a ona zaczęła iść w moją stronę.

-Nie jesteś sobą Ellie. Otrząśnij się!

-Nie nazywaj mnie tak – fembotka uderzyła mnie w brzuch, później kopnęła w bok. Cofnąłem się o krok, a jej stopa i moja broda zaliczyły bliskie spotkanie. Odbiłem się od ściany, Ellie złapała mnie za rękę i rzuciła mną o kolejną ścianę.

-To ja, Smokescreen. Przypomnij sobie – podszedłem do niej bliżej i chciałem chwycić za rękę, ale nie pozwoliła mi na to.

-Nazywam się Trinity! – fembotka kopnęła mnie w brzuch tak mocno, że przeleciałem przez ścianę. Wylądowałem na korytarzu conów, a ona podeszła do mnie.

-Ja nie będę z tobą walczył.

-W takim razie będziesz łatwym celem – powiedziała z wrednym uśmieszkiem i uruchomiła ostrze.

Podniosłem się i starałem unikać jej miecza. Nie było to jednak takie łatwe. Co chwila dostawałem od niej jakiegoś kopniaka. Raz prawie mnie dźgnęła, a kiedy uniknąłem ostrza walnęła prosto w twarz. Straciłem równowagę, a kiedy odzyskałem pełną świadomość poczułem, jak z mojego boku wypływa energon. Jej ostrze tkwiło w prawej części brzucha. Wyrwała je, a ja upadłem na kolana. Udało mi się zatamować przeciek, ale Ellie chciała mnie dobić.

-Sam skazałeś się na śmierć przychodząc tutaj.

-Możliwe. Ale dla niektórych warto zginać - możliwe, że zostały mi ostatnie minicykle życia. Musiałem powiedzieć jej co czułem. Nieważne, czy mnie zrozumie. Po prostu musiałem – Nie wiem czy moja dawna Ellie gdzieś tam jest Tak czy inaczej, chcę żebyś wiedziała, że cię kocham – złapałem fembotkę za ręce, przyciągnąłem do siebie i pocałowałem.

Z początku strasznie mi się wyrywała. Z czasem jednak powoli przestała. Zacisnęła mocniej dłonie i wiedziałem, że to jest moja Ellie. Przerwałem pocałunek i spojrzałem jej prosto w oczy. Wypływały z nich olejne łzy, które szybko wytarłem. Uśmiechnęła się do mnie.

-Smokescreen… Byłam pewna, że nie żyjesz. Co się stało?

-Boty mnie znalazły i uratowały. A teraz ja przyszedłem po ciebie – wzrok Ellie przeszedł w dół.

-Przepraszam cię – chwyciła rękę moją ranę i zatamowała wyciek – Ja nie chciałam.

-Wiem. Teraz musimy się stąd wydostać – złapałem ją za rękę, ale ona nie poszła.

-Nie. Skoro już tu jesteśmy to musimy wykonać misję. Wyślę najważniejsze pliki Megatrona do botów – Ellie podbiegła do jednego z komputerów i rozpoczęła przesyłanie – Będziesz mógł się z nimi połączyć, kiedy już stąd wyjdziesz. Dark Mount zakłóca sygnał. Powiesz Optimusowi, że Megatron chce za pomocą mrocznego energonu wskrzesić armię umarłych Transformerów z Cybertronu. Trzeba go jak najszybciej powstrzymać.

-A co z tobą – uśmiechnęła się do mnie.

-Megatron ufa mi bezgranicznie. Bardziej przydam się tutaj. Zawiadomisz mnie o waszym przybyciu. Postaram się wyłączyć wszystkie zabezpieczenia i wysłać jak najwięcej patroli w różne części świat. Nie wiesz tego, ale jestem komandorem – otworzyłem szerzej usta – Decepticony muszą jednak myśleć, że cię zabiłam. Przesyłanie się skończyło. Do góry.

Pobiegliśmy do windy i wjechaliśmy na najwyższy poziom wierzy, skąd startowały cony. Podeszliśmy do skraja, a Ellie pocałowała mnie.

-Ufasz mi?

-Bezgranicznie – uśmiechnęła się, a następnie zrzuciła z Dark Mount. Zacząłem spadać. Jak najszybciej skontaktowałem się z Autobotami - Smokescreen do bazy. Czy ktoś mnie słyszy?

-Głośno i wyraźnie – odezwał się Ratchet.

-Przydałby mi się most ziemny. Tak…teraz!

-Zaczekaj chwilę – super – Most powinien się pojawić dokładnie pod tobą – moment później portal rzeczywiście pojawił się pode mną. Wpadłem do niego i z wielkim hukiem znalazłem się w bazie. Muszę przyznać, to było twarde lądowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz