niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział XV - Inicjacja


To, co można stracić w jednej chwili…buduje się najdłużej

29 lipiec 2015 rok.

-Ciosy zadawaj dokładnie i bez litości – powiedział Megatron podczas naszego treningu. Swoim ostrzem przebiłam iskrę jednego z żołnierzy. Mieliśmy ich na pęczki, więc ćwiczyliśmy na żywych – Musisz umieć przewidzieć kolejny ruch przeciwnika. Wejdź w jego głowę.

-Wejść w głowę, tak? – uśmiechnęłam się i wyrwałam głowę jednego z conów. Następnie pokazałam ją liderowi – Pusta. 

-W walce z Autobotami nie będzie tak łatwo – do żadnej walki nie dojdzie. Nie mam zamiaru krzywdzić przyjaciół – Masz dobrą technikę, ale brak ci doświadczenia.

-To może powinnam zacząć je zdobywać?

-Całkowicie się z tobą zgadzam – Lord Decepticonów podszedł do mnie – Chciałbym abyś sprawdziła jedną z baz Ruchu Oporu – co proszę? – Buntownicy wiedzą, że zostali zdradzeni, więc szukają dla siebie nowych baz. Jeśli chcemy ich zniszczyć, musimy uderzyć teraz. Z tego co wiem, największa jest w Waszyngtonie – pokiwałam twierdząco głową – Sprawdzisz czy już ją opuszczono. Jeśli nie, zabijesz buntowników. Wyruszysz ze Starscream’em.

-Z nim? Dlaczego?!

-Ponieważ jest komandorem, a ty nie ukończyłaś szkolenia. Będzie na ciebie czekał w strażnicy w Waszyngtonie. Soundwave otworzy ci most – Megatron zaczął się oddalać, a ja miałam wielką ochotę mu przywalić. Razem ze Scream’em mam zabić buntowników? Odpada.

Nie miałam jednak wyboru. Udałam się do głównego pomieszczenia, gdzie czekał na mnie nasz as wywiadu. Przywitałam się z nim jak co dzień, a on bez  słowa otworzył mi most. Powoli przeszłam przez niego i znalazłam się na ostatnim piętrze strażnicy w Waszyngtonie. Całe pomieszczenie miało ściany wykonane z tytanowego szkła, odpornego na pociski. Na środku pokoju stał Starscream z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Podeszłam do niego i położyłam ręce na biodrach.

-Co tu tak jeszcze stoisz? – w jego obecności byłam bardzo śmiała – Robota czeka – Scream zacisnął pięści. Pewnie miał wielką ochotę mnie zgasić, tak jak ja jego, ale Megatron mu zabronił. Tak więc w ciszy weszliśmy do windy i zjechaliśmy na dół.

-Znasz rozkazy? – zapytał, kiedy dojeżdżaliśmy na trzecie piętro.

-Oczywiście. Mamy sprawdzić, czy w bazie Ruchu ktoś został. Jeśli tak, musimy go zabić – zajechaliśmy na sam dół i opuściliśmy windę. Bardzo chciałam zajechać na miejsce przed komandorem więc po wyjściu ze strażnicy transformowałam się i pojechałam do kryjówki buntowników. 

Jestem bardzo ciekawa, jak Ruch dowiedział się, że Fowler zdradził. Uciekają, więc z pewnością się dowiedzieli. Może ktoś widział całe zajście, sama nie wiem. Miałam skrytą nadzieję, że Smokescreen przeżył i to on im powiedział. Ostatnia opcja najbardziej by mnie ucieszyła.

Zajechałam na miejsce i weszłam do hangaru. Pusto. Co za szczęście. Po chwili dołączył do mnie Starscream z lekkim grymasem na twarzy. Stanął naprzeciw mnie i zaczął robić mi wykład

-Jesteś moją podwładną i powinnaś trzymać się z tyłu – skrzyżowałam ręce na piersi i uśmiechnęłam się do niego wrednie – Musisz nauczyć się słuchać rozkazów – Scream odwrócił się i zaczął rozglądać po hangarze – Pusto.

-Łał, ale jesteś spostrzegawczy – con puścił mi ostrzegawcze spojrzenie, ale nie bardzo się tym przejęłam.

-Pewnie zmobilizowali się od razu po zdradzie. Tylko kto im powiedział? – dręczy mnie to samo pytanie – Fowler będzie się tłumaczył – decept znów odwrócił się w moją stronę – Chodźmy. Nic tu po nas.

-Ty przodem, komandorze – zrobiłam mu miejsce, a on przeszedł obok mnie, nawet nie spoglądając w moją stronę.

Wracaliśmy na piechotę. Starscream pewnie nadal miał nadzieję, że natkniemy się na jakiegoś człowieka. Widać, że gardzi ludźmi. Szybko się jednak denerwuje, więc może powinnam to wykorzystać.

-Powiedz, nie denerwuje cię fakt, że to ja przejmę dowodzenie po Megatronie? W końcu jesteś komandorem i to ty powinieneś mieć pierwszeństwo.

-A ty co? Tak nagle zaczęłaś martwić się o swoje stanowisko?! – udało mi się go wkurzyć – Oczywiście, że mi to przeszkadza! Jeśli tylko bym mógł to rządziłbym Decepticonami już teraz! – i tu cię mam zdrajco jeden!

-Czy ja dobrze zrozumiałam? Chcesz pozbawić Megatrona władzy? – conowi otworzyły się szerzej oczy. Sam się wkopał i musi się teraz jakoś z tego wyplątać.

-Oczywiście, że nie! Po prostu mówię, że nie miałbym żadnych problemów z dowodzeniem.

-Tak, tak, wmawiaj to sobie – Scream posłał mi wrogie spojrzenie, ale ja się tylko uśmiechnęłam wrednie.  

-Wiesz co, nie ważne, że spędziłaś jakiś czas z Autobotami. Ty zawsze byłaś i już zawsze będziesz jedną z nas – Starscream przyśpieszył kroku, a ja zatrzymałam się na chwilę. Czy ja rzeczywiście nie robię się taka jak oni?

 

Oczami Megatrona

Siedziałem na tronie, kiedy do pomieszczenia wszedł Fowler. Autoboty całkowicie zniszczyły jego tkankę i teraz posiada jedynie metalowy szkielet. Ukłonił się i odezwał.

-Wszyscy buntownicy opuścili bazy, mój panie. Proponuję natychmiast zaatakować siedzibę Autobotów, zanim i one wyjadą.

-Wszystko w swoim czasie. Chcę, by to Trinity zniszczyła Autoboty. To będzie jej egzamin.

-Chcesz mieć pewność, że jest jedną z nas? – uśmiechnąłem się wrednie – Bardzo mądre. Jeśli mogę, chciałbym prosić o dodatkowe uzbrojenie.

-Przekażę Shockwave’owi twoją prośbę. Udaj się do Waszyngtonu, tam dokona ulepszeń.

-Dziękuję, Lordzie Megatronie – Fowler ponownie ukłonił się i opuścił pomieszczenie.

Trinity się zmienia, staje się jedną z nas. Niestety ciągle czuje w sobie cząstkę człowieka. Muszę być pewien, że dobrze wybrała. Niszcząc bazę Autobotów raz na zawsze udowodni, że jest Decepticonem. Stare przyjaźnie pójdą w bok. Zostanie tym, kim miała być od samego początku.  

 

Oczami Trinity

Wróciłam do Dark Mount. Nie chciałam spędzać ani minuty dłużej z tym kłamliwym komandorem. Jego gadanina stawała się nieznośna. Przechadzając się korytarzami spotkałam Breakdowna.

-Słyszałem, że byłaś na misji?

-Tak, ale nie działo się nic ciekawego. Buntownicy uciekli – udałam zawód.

-Po prostu miałaś pecha. Ja i Knock Out załatwiliśmy sporą część.

-Co masz na myśli? – zdziwiłam się.

-Nas Megatron wysłał do Szwecji. Buntownicy nie zdążyli się zebrać i była niezła jadka. Podobno bliźniacy pojmali ludzi z Berlinu – niech to złom. Mam nadzieję, że botom nic nie jest. Jeśli Fowler żyje i wypaplał conom gdzie znajduje się ich baza, mogą mieć spore kłopoty.

-A Autoboty? Co z nimi?

-Lord chce na razie ich oszczędzić. Nie wiem dlaczego, ale z nim się nie dyskutuje. Muszę iść. Obiecałem Knock Out’owi, że pomogę mu się wypolerować – Breakdown odszedł, a ja skierowałam się w stronę Megatrona.

Był w głównym pomieszczeniu, gdzie konsultował coś ze Soundwavem. Kiedy mnie zobaczył, od razu gdzieś go odesłał.

-Nie znaleźliśmy żadnych ludzi, ale z tego co wiem innym się poszczęściło.

-I to bardzo. Zyskaliśmy około miliona osób do kolejnej biosyntezy. Kiedy już rozprawimy się ze wszystkimi buntownikami oraz Autobotami, rozpoczniemy mutację.

-Co do Autobotów, czemu wciąż żyją? – Megatron spojrzał na mnie i uśmiechnął się wrednie.

-Zadałaś to pytanie w odpowiednim momencie – Lord nacisnął jakiś przycisk na ekranie, a moim oczom ukazała się nasza baza – Ty zniszczysz ich dom – otworzyłam szerzej oczy. To był kolejny test. On chciał żebym zabiła przyjaciół. Tylko w ten sposób będzie miał pewność, że jestem jedną z nich – Wystarczy nacisnąć przycisk – Megatron delikatnie przystawił moją dłoń do czarnego przycisku – Tu i teraz możesz zlikwidować jedyne zagrożenie – ręka zaczęła mi drżeć. Nie mogłam tego zrobić – Dalej Trinity. Jesteś w końcu jedną z nas. Co cię obchodzi kilka Autobotów? – jeszcze raz spojrzałam na obraz. Miałam dziwne przeczucie, że ich wcale tam nie ma. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam przycisk.

Ze statku wystrzelił promień, który doszczętnie zniszczył bazę. Wszystko stało w płomieniach, a ja myślałam, że moja iskra właśnie roztrzaskała się na tysiące kawałeczków. Megatron patrzył na mnie z zadowoleniem. W końcu delikatnie poklepał mnie po ramieniu i odszedł. Z moich oczu mimowolnie zaczęły wypływać olejne łzy. Zaufałam przeczuciu, ale co jeśli oni tam byli? Co jeśli właśnie zabiłam moich jedynych przyjaciół? Moją jedyną rodzinę…

Upadłam na kolana i schowałam twarz w rękach. Dlaczego to właśnie ja musiałam podjąć tą decyzję? Dlaczego musiałam nacisnąć ten przycisk? Co się ze mną dzieje? Czemu to zrobiłam? Tak wiele pytań, na które odpowiedź kryje się w najgłębszej części mojej iskry. W miejscu, gdzie ja sama boję się zajrzeć. Boję się, po prawda jest gorsza niż w moich koszmarach. Prawda, że rzeczywiście jestem Decepticonem.

 

1 komentarz:

  1. Brak komentarzy? :-( Trudno, rozdziału nie będzie, dopóki nie pojawią się co najmniej trzy komy...

    OdpowiedzUsuń