niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział XVI - Efekty uboczne


Jeżeli raz wpuścisz do siebie ciemność, ona już nigdy nie wyjdzie.

Helena Bertinelli - Arrow

29 lipiec 2015 rok.

Promień wystrzelił ze statku znajdującego się nad bazą Autobotów. Wszystko spowił ogień, a każdy kto znajdował się w środku z pewnością poniósł śmierć. Trinity płakała, a Megatron cieszył się ze swojego zwycięstwa. Nikt jednak nie wiedział, co tak naprawdę się stało.

Cztery godziny wcześniej

Autoboty czekały w bazie aż Whailjack i Bulkhead znajdą dla nich odpowiednie schronienie. Wiedzieli, że Decepticony już ich obserwują. Dlatego musiały działać szybciej. Boty wróciły po całym dniu poszukiwań.

-Trzy słowa – powiedział Wheiljack zaraz po przejściu przez most – Stara placówka wojskowa. Kompletnie opuszczona.

-Znajduje się w Ditroid. Ma świetne zabezpieczenia, w tym ściany, które nie przepuszczą sygnału – dodał Bulkhead – Skontaktowaliśmy się z Sierrą. To nie była kryjówka Ruchu więc jest całkowicie bezpieczna.

-W takim razie powinniśmy rozpocząć transport energonu i sprzętu – odezwał się Optimus – Nie wiemy ile mamy czasu.

Wszyscy jak najszybciej potrafili, przenosili kostki energonu, oraz cały ekwipunek jaki posiadali. Ratchet strasznie ubolewał, że będzie musiał ponownie stworzyć most ziemny, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Po niecałych dwóch godzinach wszystko było gotowe. Autoboty przeniosły się do nowej bazy i od razu rozpoczęły jej urządzanie. Była mniejsza od poprzedniej, ale wyższa. Posiadała jedno główne pomieszczenie, gdzie boty rozstawiły komputery i sprzęt medyczny. Dodatkowo miała cztery mniejsze pokoje. Jeden z nich będzie służył jako sala treningowa, kolejny jako pokój dla dzieciaków. W jednym będą spały Autoboty, a ostatni będzie przeznaczony na ewentualnego więźnia.

Boty nie miały pojęcia, że opuściły bazę kilka minut przed jej zniszczeniem. Prime miał dobre przeczucie, że atak nastąpi wkrótce. Każdy Decepticon myślał, że Autoboty nie żyją. W ten sposób zyskały element zaskoczenia.

Oczami Trinity

Nie wiem ile płakałam. Optyki zaczynały mnie już boleć, więc pewnie długo. Spojrzałam na ekran. To nie był sen, czy przywidzenie. Z bazy zostały same gruzy. To ja ją zniszczyłam. To ja zabiłam przyjaciół.

Powoli podniosłam się z podłogi. Wiedziałam, że muszę to w końcu zrobić. Wytarłam oczy i wyszłam z pomieszczenia. Ciągle byłam roztrzęsiona, ale starałam się to ukrywać. Nagle ktoś złapał mnie za rękę. To był Skyquake. Patrzał na mnie ze wściekłością.

-Było ci ich żal, przyznaj się! – ryknął.

-Dachowałeś ostatnio? To wrogowie. Dlaczego miałoby mi być ich żal – próbowałam wyrwać rękę, ale uścisk był zbyt silny – Puść moją rękę Skyquake.

-Płakałaś, widziałem. Nie próbuj mnie oszukać !

-Powiedziałam…puść moją rękę! – uruchomiłam swoje ostrze i odcięłam kończynę, która mnie trzymała. Dłoń cona upadła na ziemię. Chyba nieźle go tym wkurzyłam.

Skyquake uderzył mnie pozostałą ręką. Wylądowałam na ścianie i upadłam na ziemię. Byłam wściekła i to dodawało mi siły. Podniosłam się i zaatakowałam decepta. Prześlizgnęłam się pod jego nogami i kopnęłam w plecy. On jednak ani drgnął. Odwrócił się i złapał mnie za gardło. Szybko jednak udało mi się chwycić go nogami jego szyję. Con był zmuszony mnie puścić. Wykorzystałam chwilę jego słabości i ponownie zaatakowałam. Kopnęłam go z półobrotu w podbródek, a następnie walnęłam w brzuch. Wtedy on złapał mnie za rękę i rzucił mną o ścianę. Tego było za wiele. Powtórnie podbiegłam do Skyquake’a, przeskoczyłam nad nim i uruchomiłam ostrze. Kiedy con odwrócił się w moją stronę wbiłam miecz w jego iskrę. Na próżno próbował mnie zaatakować. Szarpnęłam ostrze i wyciągnęłam je, a z rany decepta wypłynął energon. Jego iskra zgasła.

Dopiero, kiedy zobaczyłam energon na swoim mieczu, zrozumiałam co zrobiłam. Najgorsze jednak było to, że nic nie czułam. Smutku, złości, poczucia winy. Zupełnie nic, jakbym w ogóle go nie zabiła.

Niespodziewanie ktoś za mną zaczął klaskać. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam uśmiechniętego Megatrona. Podszedł do mnie i złapał za rękę.

-Jestem z ciebie dumny – spojrzałam na jego twarz. Widniał na niej całkowicie szczery uśmiech – Jesteś jedną z nas i zawsze nią będziesz.

-Ale Skyquake…

-Za nieprawdziwe oskarżenia, zasłużył. Kara, była słuszna – nagle Lord Decepticonów przytulił mnie. Było mi dziwnie. Dziwnie dobrze. Położyłam głowę na jego ramieniu. Od bardzo dawna się tak nie czułam. Megatron w pewnym sensie przypominał mi ojca – Chodźmy – lider wypuścił mnie z objęć, ale nadal trzymał moją rękę. Pociągnął mnie za sobą.

Zjechaliśmy kilka pięter niżej i weszliśmy do laboratorium Knock Outa. Bot spojrzał na nas, a następnie uśmiechnął się. Bez słowa podszedł do stołu z instrumentami medycznymi i wziął coś z niego. Megatron posadził mnie na stole operacyjny, a doktor podszedł do nas. W ręku trzymał coś w rodzaju spawarki.

-Zaraz przerobimy ten nędzny znak Autobotów na insygnię zwycięskiej drużyny – medyk zaczął coś majstrować przy moim symbolu, a Megatron nie spuszczał ze mnie wzroku. Nie minęło więcej niż piętnaście minut, a na boku hełmu miałam znak Decepticonów.

-Dużo lepiej z nim wyglądasz – Lord uśmiechnął się, a następnie pomógł mi wstać – Mamy do załatwienia jeszcze jedną sprawę – złapał mnie za rękę i oboje skierowaliśmy się do windy.

Wróciliśmy do głównego pomieszczenia. Ciała martwego Skyquake’a już nie było. Jestem bardzo ciekawa, jaką historyjkę wymyśli Megatron. Jak wyjaśni śmierć brata Dreadwing’owi. Jestem pewna, że con już wie. Iskry bliźniaków są ze sobą w jakiś sposób połączone. Dlatego żywy brat wie, że Skyquake nie żyje.

W pokoju czekał Starscream. Na twarzy miał oczywiście ten swój wredny uśmieszek. Ukłonił się Megatronowi, a następnie przemówił.

-Przekazałem już Dreadwing’owi, że jakiś Autobot przeżył i zabił jego brata, a następnie uciekł jak tchórz – no i mam swoją odpowiedź – Jest oczywiście zdenerwowany i na własną rękę poleciał szukać zabójcy.

-I tak nikogo nie znajdzie. Autoboty nie żyją – lider minął swojego komandora i usiadł na swoim tronie – Kilka spraw uległo zmianie.

-Jakich? – zdziwił się.

-Odbieram ci twoje stanowisko.

-Co?! Ale, jak to?!

-Jak ty to powiedziałeś? Najchętniej rządziłbym Decepticonami już teraz?

-Ale skąd ty? – Scream cofnął się o kilka kroków – Nie było cię tam.

-Laserbreak jak zawsze spełnił swoje zadanie – Megatron wstał i podszedł do cona – Ciesz się, że nie wyrwałem ci iskry! Od teraz będziesz odpowiadał przed nowym komandorem, jakim jest Trinity.

-Ona?

-Owszem, ona. Masz z tym jakiś problem?

-Nie, nie, żaden problem – Starscream mówił cieńszym głosem. Bał się Megatrona, to było widać.

-Możesz odejść – decept jak najszybciej mógł opuścił pomieszczenie, a Lord spojrzał w moją stronę.

-Komandor?

-Zasłużyłaś – lider ponownie usiadł na swoim tronie. Podeszłam bliżej niego – Naszym priorytetem jest odnalezienie wszystkich buntowników. Zmobilizuj wojsko. Mają ich znaleźć.

-Oczywiście, Lordzie Megatronie – ukłoniłam się i opuściłam pomieszczenie.  Podejrzewałam, że Megatron podsłuchiwał nas podczas misji, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Teraz Decepticony są podległe także mi. Znajdziemy wszystkich buntowników. Dopilnuję tego…

-Nie! – uderzyłam pięścią o ścianę – Co się ze mną dzieje?

Ja przecież wcale nie chcę nikogo skrzywdzić, a zwłaszcza ludzi. Coś jest nie tak, ale nie wiem co. Nerwy mi puszczają, zachowuję się jak Decepticon. Może to kolejny skutek uboczny Biosyntezy? A może to skutek mrocznego energonu? Jest jeszcze trzecia opcja, ale staram się o niej nie myśleć…Naprawdę jestem i zawsze byłam Decepticonem…

Oczami Megatrona

Trinity opuściła pomieszczenie, a do środka wszedł Soundwave. Przybliżył się i pokazał mi zdjęcie zniszczonej bazy Autobotów.

-Znaleźliście już ciała? – na ekranie transformera pokazał się krzyżyk – W takim razie pewnie zdążyli opuścić bazę. Trinity nie może się o tym dowiedzieć. Jak na razie jest mi całkowicie oddana, ale jeśli dowie się, że Autoboty wciąż żyją, będzie chciała odejść. Dreadwing nie może się też dowiedzieć jak naprawdę zginał jego brat. Poświęciłem jednego dobrego żołnierza. Kolejna strata nie jest konieczna, a jestem pewny, że Dreadwing chciałby się zemścić.

Soundwave opuścił pomieszczenie. Musiałem załatwić jeszcze jedną sprawę. Opuściłem Dark Mount, transformowałem się i poleciałem do strażnicy w Waszyngtonie, gdzie stacjonował Shockwave.

Zastałem go oczywiście w laboratorium. Robił kolejny eksperyment na jakimś człowieku.

-Mroczny energon działa na nią dokładnie tak, jak mówiłeś. Napady agresji, ale i podatność na moje sugestie.

 -Wasze umysły są praktycznie połączone. Jeśli zwiększymy dawkę, może nawet będziecie dzielić myśli.

-Nie rozpędzajmy się Shockwave. Na razie podajmy jej taką dawkę jak na początku. Nie wiemy dokładnie, jak na nią zadziała.

-To logiczne – spojrzałem na człowieka, leżącego na stole operacyjnym. Nasz szalony naukowiec wyciągnął z niego wnętrzności i zastąpił je przewodami – To nowy model szpiega. Wygląda i zachowuje się jak człowiek, ale wszystkie zdobyte informacje dostarcza nam.

-Nie przyda się nam, jeśli nie znajdziemy buntowników. Chcę abyś skupił się na szukaniu nowych złóż mrocznego energonu. Buntownicy prędzej czy później się poddadzą, a wtedy my zamienimy ich w transformery. Tak liczna armia oraz ożywieni Cybertronianie sprawią, że nikt nas nie pokona. Zdobędziemy nowe planety, zaludnimy je. W końcu zajmiemy należne nam miejsce…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz