Jeżeli raz
wpuścisz do siebie ciemność, ona już nigdy nie wyjdzie.
Helena
Bertinelli - Arrow
29 lipiec
2015 rok.
Promień
wystrzelił ze statku znajdującego się nad bazą Autobotów. Wszystko spowił
ogień, a każdy kto znajdował się w środku z pewnością poniósł śmierć. Trinity
płakała, a Megatron cieszył się ze swojego zwycięstwa. Nikt jednak nie
wiedział, co tak naprawdę się stało.
Cztery godziny wcześniej
Autoboty
czekały w bazie aż Whailjack i Bulkhead znajdą dla nich odpowiednie
schronienie. Wiedzieli, że Decepticony już ich obserwują. Dlatego musiały
działać szybciej. Boty wróciły po całym dniu poszukiwań.
-Trzy słowa
– powiedział Wheiljack zaraz po przejściu przez most – Stara placówka wojskowa.
Kompletnie opuszczona.
-Znajduje
się w Ditroid. Ma świetne zabezpieczenia, w tym ściany, które nie przepuszczą
sygnału – dodał Bulkhead – Skontaktowaliśmy się z Sierrą. To nie była kryjówka
Ruchu więc jest całkowicie bezpieczna.
-W takim
razie powinniśmy rozpocząć transport energonu i sprzętu – odezwał się Optimus –
Nie wiemy ile mamy czasu.
Wszyscy jak
najszybciej potrafili, przenosili kostki energonu, oraz cały ekwipunek jaki
posiadali. Ratchet strasznie ubolewał, że będzie musiał ponownie stworzyć most
ziemny, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Po niecałych dwóch godzinach
wszystko było gotowe. Autoboty przeniosły się do nowej bazy i od razu
rozpoczęły jej urządzanie. Była mniejsza od poprzedniej, ale wyższa. Posiadała
jedno główne pomieszczenie, gdzie boty rozstawiły komputery i sprzęt medyczny.
Dodatkowo miała cztery mniejsze pokoje. Jeden z nich będzie służył jako sala
treningowa, kolejny jako pokój dla dzieciaków. W jednym będą spały Autoboty, a
ostatni będzie przeznaczony na ewentualnego więźnia.
Boty nie
miały pojęcia, że opuściły bazę kilka minut przed jej zniszczeniem. Prime miał
dobre przeczucie, że atak nastąpi wkrótce. Każdy Decepticon myślał, że Autoboty
nie żyją. W ten sposób zyskały element zaskoczenia.
Oczami
Trinity
Nie wiem ile
płakałam. Optyki zaczynały mnie już boleć, więc pewnie długo. Spojrzałam na
ekran. To nie był sen, czy przywidzenie. Z bazy zostały same gruzy. To ja ją
zniszczyłam. To ja zabiłam przyjaciół.
Powoli
podniosłam się z podłogi. Wiedziałam, że muszę to w końcu zrobić. Wytarłam oczy
i wyszłam z pomieszczenia. Ciągle byłam roztrzęsiona, ale starałam się to
ukrywać. Nagle ktoś złapał mnie za rękę. To był Skyquake. Patrzał na mnie ze
wściekłością.
-Było ci ich
żal, przyznaj się! – ryknął.
-Dachowałeś
ostatnio? To wrogowie. Dlaczego miałoby mi być ich żal – próbowałam wyrwać
rękę, ale uścisk był zbyt silny – Puść moją rękę Skyquake.
-Płakałaś,
widziałem. Nie próbuj mnie oszukać !
-Powiedziałam…puść
moją rękę! – uruchomiłam swoje ostrze i odcięłam kończynę, która mnie trzymała.
Dłoń cona upadła na ziemię. Chyba nieźle go tym wkurzyłam.
Skyquake
uderzył mnie pozostałą ręką. Wylądowałam na ścianie i upadłam na ziemię. Byłam
wściekła i to dodawało mi siły. Podniosłam się i zaatakowałam decepta.
Prześlizgnęłam się pod jego nogami i kopnęłam w plecy. On jednak ani drgnął.
Odwrócił się i złapał mnie za gardło. Szybko jednak udało mi się chwycić go
nogami jego szyję. Con był zmuszony mnie puścić. Wykorzystałam chwilę jego
słabości i ponownie zaatakowałam. Kopnęłam go z półobrotu w podbródek, a
następnie walnęłam w brzuch. Wtedy on złapał mnie za rękę i rzucił mną o ścianę.
Tego było za wiele. Powtórnie podbiegłam do Skyquake’a, przeskoczyłam nad nim i
uruchomiłam ostrze. Kiedy con odwrócił się w moją stronę wbiłam miecz w jego
iskrę. Na próżno próbował mnie zaatakować. Szarpnęłam ostrze i wyciągnęłam je,
a z rany decepta wypłynął energon. Jego iskra zgasła.
Dopiero,
kiedy zobaczyłam energon na swoim mieczu, zrozumiałam co zrobiłam. Najgorsze
jednak było to, że nic nie czułam. Smutku, złości, poczucia winy. Zupełnie nic,
jakbym w ogóle go nie zabiła.
Niespodziewanie
ktoś za mną zaczął klaskać. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam
uśmiechniętego Megatrona. Podszedł do mnie i złapał za rękę.
-Jestem z
ciebie dumny – spojrzałam na jego twarz. Widniał na niej całkowicie szczery
uśmiech – Jesteś jedną z nas i zawsze nią będziesz.
-Ale
Skyquake…
-Za
nieprawdziwe oskarżenia, zasłużył. Kara, była słuszna – nagle Lord Decepticonów
przytulił mnie. Było mi dziwnie. Dziwnie dobrze. Położyłam głowę na jego
ramieniu. Od bardzo dawna się tak nie czułam. Megatron w pewnym sensie
przypominał mi ojca – Chodźmy – lider wypuścił mnie z objęć, ale nadal trzymał
moją rękę. Pociągnął mnie za sobą.
Zjechaliśmy
kilka pięter niżej i weszliśmy do laboratorium Knock Outa. Bot spojrzał na nas,
a następnie uśmiechnął się. Bez słowa podszedł do stołu z instrumentami
medycznymi i wziął coś z niego. Megatron posadził mnie na stole operacyjny, a
doktor podszedł do nas. W ręku trzymał coś w rodzaju spawarki.
-Zaraz
przerobimy ten nędzny znak Autobotów na insygnię zwycięskiej drużyny – medyk
zaczął coś majstrować przy moim symbolu, a Megatron nie spuszczał ze mnie
wzroku. Nie minęło więcej niż piętnaście minut, a na boku hełmu miałam znak
Decepticonów.
-Dużo lepiej
z nim wyglądasz – Lord uśmiechnął się, a następnie pomógł mi wstać – Mamy do
załatwienia jeszcze jedną sprawę – złapał mnie za rękę i oboje skierowaliśmy
się do windy.
Wróciliśmy
do głównego pomieszczenia. Ciała martwego Skyquake’a już nie było. Jestem
bardzo ciekawa, jaką historyjkę wymyśli Megatron. Jak wyjaśni śmierć brata
Dreadwing’owi. Jestem pewna, że con już wie. Iskry bliźniaków są ze sobą w
jakiś sposób połączone. Dlatego żywy brat wie, że Skyquake nie żyje.
W pokoju
czekał Starscream. Na twarzy miał oczywiście ten swój wredny uśmieszek. Ukłonił
się Megatronowi, a następnie przemówił.
-Przekazałem
już Dreadwing’owi, że jakiś Autobot przeżył i zabił jego brata, a następnie
uciekł jak tchórz – no i mam swoją odpowiedź – Jest oczywiście zdenerwowany i
na własną rękę poleciał szukać zabójcy.
-I tak
nikogo nie znajdzie. Autoboty nie żyją – lider minął swojego komandora i usiadł
na swoim tronie – Kilka spraw uległo zmianie.
-Jakich? –
zdziwił się.
-Odbieram ci
twoje stanowisko.
-Co?! Ale,
jak to?!
-Jak ty to
powiedziałeś? Najchętniej rządziłbym Decepticonami już teraz?
-Ale skąd
ty? – Scream cofnął się o kilka kroków – Nie było cię tam.
-Laserbreak
jak zawsze spełnił swoje zadanie – Megatron wstał i podszedł do cona – Ciesz
się, że nie wyrwałem ci iskry! Od teraz będziesz odpowiadał przed nowym
komandorem, jakim jest Trinity.
-Ona?
-Owszem,
ona. Masz z tym jakiś problem?
-Nie, nie,
żaden problem – Starscream mówił cieńszym głosem. Bał się Megatrona, to było
widać.
-Możesz
odejść – decept jak najszybciej mógł opuścił pomieszczenie, a Lord spojrzał w
moją stronę.
-Komandor?
-Zasłużyłaś –
lider ponownie usiadł na swoim tronie. Podeszłam bliżej niego – Naszym
priorytetem jest odnalezienie wszystkich buntowników. Zmobilizuj wojsko. Mają
ich znaleźć.
-Oczywiście,
Lordzie Megatronie – ukłoniłam się i opuściłam pomieszczenie. Podejrzewałam, że Megatron podsłuchiwał nas
podczas misji, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Teraz Decepticony
są podległe także mi. Znajdziemy wszystkich buntowników. Dopilnuję tego…
-Nie! –
uderzyłam pięścią o ścianę – Co się ze mną dzieje?
Ja przecież
wcale nie chcę nikogo skrzywdzić, a zwłaszcza ludzi. Coś jest nie tak, ale nie
wiem co. Nerwy mi puszczają, zachowuję się jak Decepticon. Może to kolejny
skutek uboczny Biosyntezy? A może to skutek mrocznego energonu? Jest jeszcze
trzecia opcja, ale staram się o niej nie myśleć…Naprawdę jestem i zawsze byłam
Decepticonem…
Oczami
Megatrona
Trinity
opuściła pomieszczenie, a do środka wszedł Soundwave. Przybliżył się i pokazał
mi zdjęcie zniszczonej bazy Autobotów.
-Znaleźliście
już ciała? – na ekranie transformera pokazał się krzyżyk – W takim razie pewnie
zdążyli opuścić bazę. Trinity nie może się o tym dowiedzieć. Jak na razie jest
mi całkowicie oddana, ale jeśli dowie się, że Autoboty wciąż żyją, będzie
chciała odejść. Dreadwing nie może się też dowiedzieć jak naprawdę zginał jego
brat. Poświęciłem jednego dobrego żołnierza. Kolejna strata nie jest konieczna,
a jestem pewny, że Dreadwing chciałby się zemścić.
Soundwave
opuścił pomieszczenie. Musiałem załatwić jeszcze jedną sprawę. Opuściłem Dark
Mount, transformowałem się i poleciałem do strażnicy w Waszyngtonie, gdzie
stacjonował Shockwave.
Zastałem go
oczywiście w laboratorium. Robił kolejny eksperyment na jakimś człowieku.
-Mroczny
energon działa na nią dokładnie tak, jak mówiłeś. Napady agresji, ale i
podatność na moje sugestie.
-Wasze umysły są praktycznie połączone. Jeśli
zwiększymy dawkę, może nawet będziecie dzielić myśli.
-Nie
rozpędzajmy się Shockwave. Na razie podajmy jej taką dawkę jak na początku. Nie
wiemy dokładnie, jak na nią zadziała.
-To logiczne
– spojrzałem na człowieka, leżącego na stole operacyjnym. Nasz szalony
naukowiec wyciągnął z niego wnętrzności i zastąpił je przewodami – To nowy
model szpiega. Wygląda i zachowuje się jak człowiek, ale wszystkie zdobyte
informacje dostarcza nam.
-Nie przyda
się nam, jeśli nie znajdziemy buntowników. Chcę abyś skupił się na szukaniu
nowych złóż mrocznego energonu. Buntownicy prędzej czy później się poddadzą, a
wtedy my zamienimy ich w transformery. Tak liczna armia oraz ożywieni
Cybertronianie sprawią, że nikt nas nie pokona. Zdobędziemy nowe planety,
zaludnimy je. W końcu zajmiemy należne nam miejsce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz